Wierni miłośnicy musicalu musieli przygotować się na spore wydatki (bilety) i długie podróże, bo atrakcje pojawiły się w różnych częściach Polski. Forpocztą niezwykłego sezonu stała się lipcowa premiera szalonego, barwnego i niepokornego (szczególnie w Polsce) spektaklu „Kinky Boots” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Potem, 15 września, miały miejsce dwie prapremiery: „Wiedźmina” w Teatrze Muzycznym w Gdyni oraz „Doktora Żywago” w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. To klasyczne superprodukcje z imponującymi scenografiami, efektownymi songami i tłumem artystów na scenie, czyli tym, co w musicalach kochamy najbardziej.
Dwa tygodnie później – „Nine” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Wprawdzie wystawiany w Polsce po raz drugi (po wrocławskim teatrze Capitol), ale tym razem w nowym tłumaczeniu. Historia reżysera przeżywającego kryzys wieku średniego stanowi świadectwo, że musical to nie tylko taniec i śpiew, ale coraz częściej opowieść wymagająca precyzyjnych dramaturgicznych rozwiązań reżyserskich oraz wysokich zdolności aktorskich – twórcy poznańskiej inscenizacji sprostali zadaniu. Początek października to dwie równoczesne premiery stołeczne. „Pilotów” – kolejnej, wyczekiwanej od dawna i poprzedzonej kampanią promocyjną godną Broadwayu, superprodukcji Teatru Roma oraz kameralnych, utrzymanych w lekko groteskowej konwencji „Kobiet na skraju załamania nerwowego” w Teatrze Rampa, ciekawie korespondujących z „Nine”, bo to także opowieść o dorosłym wprawdzie, ale niedojrzałym emocjonalnie artyście uwikłanym w liczne związki.
A już tydzień później dwa światowe klasyki: „Człowiek z La Manchy” w Teatrze Powszechnym w Radomiu oraz „Nędznicy” w Teatrze Muzycznym w Łodzi.