Wiele już powiedziano o 44 lekturach, które prezydent Duda zaproponował nam wszystkim na stulecie niepodległości. Patrioci – jak sugeruje Antologia Niepodległości, bo tak nazwano listę – powinni czytać romantyków, przede wszystkim Mickiewicza, sarmatów, Jana Pawła II, Piłsudskiego i Dmowskiego, rzecz jasna Sienkiewicza, z autorów żyjących – Rymkiewicza i Wencla, ale omijać Brzozowskiego, Gombrowicza i Masłowską. Jedna rzecz na prezydenckiej liście intryguje ze szczególną mocą: niemal kompletny brak tekstów opisujących doświadczenie polskich inteligentów.
Nie ma Brzozowskiego – to już powiedzieliśmy. Nie ma Mrożka i Konwickiego (choć „Mała apokalipsa” pasowałaby do konwencji). Miłosz jest z wierszem, w którym robi z samego siebie romantyka („W Warszawie”), ale nie ma „Zniewolonego umysłu”. Najbardziej intryguje najmniej znany tekst w zestawie: fragment wystąpienia „Co się zmieniło w świadomości polskiego intelektualisty po 13 grudnia 1981 roku?” Andrzeja Kijowskiego, rzecz nawet w dorobku autora raczej marginalna. Co tu ciekawego? Sygnał, jak obecna władza wyobraża sobie rolę inteligenta w życiu publicznym.
Kijowski pisze o tym, co zapowiada w tytule: co stan wojenny zrobił polskim intelektualistom? Odpowiedź jest klarowna: po 13 grudnia niemożliwa stała się współpraca elity intelektualnej z reżimem. Aktorzy, pisarze, dziennikarze, reżyserzy, artyści, wcześniej układający się z władzą na różne sposoby, z chęcią lub bez, znaleźli się w sytuacji, w której każdy rodzaj współpracy mógł zostać uznany za kolaborację. Okoliczności były dramatyczne, ale zdaniem Kijowskiego przyniosły ozdrowieńcze efekty. Po decyzji gen. Jaruzelskiego elita mogła (czy wręcz musiała) dochować wierności własnym doświadczeniom z okresu karnawału Solidarności i wcześniejszej wizyty papieskiej, gdy znów poczuła się integralną częścią narodowej masy.