Już w zeszłym roku miał przyjechać do Polski, ale przeszkodził mu huragan, który zniszczył jego dom. Większa część jego miasta Naples była zalana wodą i pozbawiona prądu. Musiał, jak wspomina, piłą łańcuchową oczyszczać podjazd ze zwalonych drzew. Siedzimy w porcie, w miejscowości Fort Myers obok Naples. Wieje silny wiatr, obok pracuje głośno koparka. Kiedy włączam nagrywarkę w telefonie – telefon zaczyna dzwonić. Nagranie się przerywa.
NATHAN HILL: – Ostatnio sam robiłem wywiad do pisma „Wired” o profesjonalnych graczach w gry wideo. Nagrywałem na telefonie, iPadzie i dyktafonie, a potem wywiad szybko przerzuciłem na komputer – po tym, jak wszystko straciłem, zabezpieczam się na wszelkie sposoby. Podchodzę niemal religijnie do tworzenia kopii.
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – Od czasu, kiedy stracił pan wszystko w 2004 r.?
Przyjechałem z Nowego Jorku jako dwudziestolatek, żeby zostać pisarzem. Marzyłem o tym już od podstawówki. W komputerze miałem gotowy zbiór opowiadań. Jakiś czas mieszkałem w Queens, a potem znalazłem inne mieszkanie. Zapakowałem cały samochód rzeczami i poszedłem do pracy. Kiedy wróciłem, samochód był pusty. Straciłem cały dobytek i prawie gotową książkę, której kopie były nagrane – jak głupio! – na płyty CD, które też zostawiłem w samochodzie. Straciłem też wszystkie zdjęcia z pierwszego roku małżeństwa. Byłem załamany. I wtedy przyjaciel namówił mnie na grę wideo „World of Warcraft”. I tak się zaczęło, grałem przez kilka lat. Nie dlatego, że sprawiało mi to frajdę, tylko dlatego, że wszystko w życiu szło mi źle. I to była jedyna rzecz, która mi się udawała i czułem się doceniany. Tworzyliśmy wspólnotę, mimo że żadnego z graczy nie spotkałem w realnym świecie.