JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Co pana skłoniło do nakręcenia filmu o transseksualnej kobiecie?
SEBASTIÁN LELIO: – Początkowo impulsem wcale nie była chęć opowiedzenia historii o osobie zmieniającej płeć. Interesowało mnie pytanie, co się dzieje z człowiekiem, gdy nagle w jego ramionach umiera ktoś najbliższy. Prawdopodobnie jest to jeden z najgorszych scenariuszy, gdyż oprócz szoku i cierpienia natychmiast wpada się w krąg podejrzenia o spowodowanie tej śmierci. A co, jeśli to byli kochankowie, których łączyły prawdziwe, głębokie uczucia, i jak ta sytuacja mogłaby wpłynąć na dalsze życie? Postanowiłem to jeszcze bardziej skomplikować, obsadzając w głównej roli transseksualną kobietę.
Ostatnimi czasy powstało sporo filmów eksplorujących temat zmiany płci...
Próbowałem dotknąć problemu tożsamości szerzej. Jedną z kluczowych kwestii była chęć przyjrzenia się, jak ludzie postrzegają innych i jak to postrzeganie wymusza albo fałszywie definiuje zachowania kogoś, kto wymyka się przypisywanej mu roli i patrzy na świat z zupełnie innej perspektywy. Z jednej strony tradycyjne podejście do związków partnerskich, małżeństwa, funkcjonowania w konserwatywnym społeczeństwie, a z drugiej próba narzucenia własnych reguł. W języku hiszpańskim jest słowo, które odnosi się do seksualnej tożsamości i stylu narracji: genero. Film – jeśli ma być ciekawy i intrygujący – musi przekraczać ramy gatunkowe, być transgenero, tak jak moja bohaterka.
Jeśli chodzi o artystyczne inspiracje, co było punktem odniesienia?
Lubię, gdy film się zaczyna w klasyczny sposób, a potem przyspiesza, zmienia kierunek, zaskakuje widza nieoczekiwaną woltą. Z tradycyjnego romansu w stylu lat 50. „Fantastyczna kobieta” przeistacza się w thriller, opowieść detektywistyczną, historię o duchach, której patronuje „Zawrót głowy” Hitchcocka, gdzie główna postać też po kilku minutach znika z ekranu.