Wcześniej jednak powróćmy na moment do londyńskiego wydarzenia. Chwilę po wylicytowaniu za ponad milion funtów jego obrazu „Dziewczynka z balonem” ukryta przez twórcę w ramie obrazu niszczarka pocięła rysunek na cieniutkie paski. Banksy przyznał, że mechanizm umieścił tam przed kilku laty na wypadek, gdyby kultowa praca stała się przedmiotem transakcji. Specjaliści mają jednak wiele wątpliwości, podejrzewając, że artysta dokonał starannie zaplanowanej mistyfikacji mającej na celu podkręcenie koniunktury na jego prace. Sęk w tym, że całym swoim dotychczasowym życiem i twórczością Banksy daje świadectwo bezinteresowności i autentycznego, wręcz romantycznego, zaangażowania po stronie pokrzywdzonych, wykluczonych, odrzuconych, a zyski wydają się ostatnim motywem, jaki mógłby kierować jego działaniami.
Po murach, po chodnikach, po zwierzętach
„Graffiti nie jest najniższą formą sztuki, chociaż wymaga skradania się w nocy i okłamywania mamy. Jest tak naprawdę najbardziej uczciwą formą sztuki. Nie ma w niej hipokryzji (…) nikogo nie razi cena biletu” – pisał Banksy. I właśnie graffiti w technice tzw. szablonu stało się jego znakiem firmowym, głównym nurtem działalności i źródłem wielkiej popularności. Zaczynał ok. 1992 r. w Bristolu i okolicach w ramach grupy Brygada DryBreadZ. Szybko zyskał środowiskowe uznanie, parę lat później organizował już spore festiwale malowania po murach.
Sukces zapewniła mu fuzja kilku elementów. Po pierwsze, szybko narastająca legenda dotycząca jego anonimowości. Mnożyły się spekulacje, kim jest, z tą, szczególnie ekscytującą, iż to Robert Del Naja, założyciel i wokalista zespołu Massive Attack. Banksy do dziś umyka pościgom, potrafi przechytrzyć policję i dziennikarzy, konsekwentnie chroniąc swą prywatność.