Paryż próbowaliśmy zaciekawić naszą sztuką kilka razy. Nie licząc niedużych wystaw w mniej znaczących galeriach czy muzeach, zaczęło się od zbiorowej wystawy „Presence Polonaise” w 1983 r. Wbrew temu, co pisała wówczas polska prasa, nie podbiliśmy tamtą ekspozycją ani Centre Pompidou, ani stolicy Francji, a frekwencja była raczej słaba. W 2000 r. udało się zorganizować sporą wystawę Jacka Malczewskiego w Musée d’Orsay, a cztery lata później – nieco mniejszą Bernarda Bellotto (myląco nazywanego Canaletto) w samym Luwrze. Z kolei w 2013 r. do Centre Pompidou trafiła Alina Szapocznikow w skromnej prezentacji, głównie jej rysunków. We wszystkich tych przypadkach głównym sukcesem okazywało się jednak samo miejsce, do którego nas wpuszczono. Czy tym razem to się odmieni i Francuzi docenią dorobek polskich mistrzów awangardy?
Wybór teoretycznie nie jest zły. Trudno bowiem znaleźć w sztuce polskiej XX w. artystów, którzy lepiej ucieleśnialiby w swej twórczości ideę awangardy, a przy tym wnosili do niej znaczący i oryginalny wkład teoretyczny. Unizm, teoria widzenia i powidoki Strzemińskiego to nie kopiowanie obcych pomysłów, ale efekt własnych poszukiwań i artystycznych eksperymentów. Podobnie jak koncepcja Kobro, by rzeźbę traktować jako formę kształtowania przestrzeni, a nie bryłę. I trzeba przyznać, że ów wkład został w historii sztuki dostrzeżony i doceniony. Historycy sztuki i badacze estetycznych idei dość zgodnie to potwierdzają.
Zimna sztuka
Co innego jednak eksperci, a co innego publiczność. Dla niej dorobek małżeńskiego duetu może okazać się zbyt trudny w recepcji. Widz, który zdecyduje się wejść na tę wystawę (z reguły po wcześniejszym obejrzeniu widowiskowej kolekcji stałej lub wcale jej nieustępującej ekspozycji czasowej poświęconej kubizmowi) będzie miał do wyboru dwa warianty: ekstensywny i intensywny.