Nawet scenarzyści Netflixa nie wymyśliliby takiego zwrotu akcji. Na początku października firma CD Projekt upubliczniła pismo, które ta spółka otrzymała od pełnomocników Andrzeja Sapkowskiego. Prawnicy, powołując się na artykuł 44. ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (który można stosować, gdy „wynagrodzenie przyznane twórcy jest zbyt niskie w stosunku do korzyści osiągniętych przy okazji eksploatacji utworu”), uznali, że „roszczenie na tę chwilę opiewa co najmniej na 60 mln zł”. Czyli pomysłodawca postaci wiedźmina Geralta wezwał tym samym do zapłaty autorów serii gier „Wiedźmin”.
Dalej było jeszcze groźniej, bo w interpretacji pełnomocników Sapkowskiego podważona może być nie tylko stawka wynagrodzenia: „Lektura zawartych bowiem z autorem umów nakazywałaby zdecydowanie bardziej oprzeć się na ustaleniu, że jeśli w ogóle nabyto jakieś prawa autorskie, to co najwyżej do pierwszej serii gier, więc rozpowszechnianie wszystkich kolejnych, w tym rozszerzeń, dodatków etc., jest po prostu bezprawne”.
W odpowiedzi CD Projekt uznał roszczenia autora za „bezpodstawne zarówno co do zasady, jak i wysokości”.
Stan gry przed grą
Ile więc Andrzej Sapkowski otrzymał za prawa do gry wideo będącej adaptacją swojej słynnej serii książek? Oficjalnie – nie wiemy. Nieoficjalnie jednak były szef odpowiedzialnego za „Wiedźmina” studia CD Projekt RED Sebastian Zieliński zdradził w mediach społecznościowych, że „licencja za W1 [pierwszą grę „Wiedźmin” – przyp. red.] też nie kosztowała jakoś szokująco dużo. Tak ze 40 tys. PLN”. I później doprecyzował: „oczywiście chodziło o kwotę 35 tys. płatną w dwóch ratach 15+20 tysięcy”.
Czy to pełne wynagrodzenie, jakie zainkasował Sapkowski?