ALEKSANDER ŚWIESZEWSKI: – Pod koniec stycznia przyznano ci nagrodę im. Jana Cybisa, najważniejsze malarskie wyróżnienie w Polsce. Jesteś jej pierwszym laureatem urodzonym w latach 70. Czy mimo młodego wieku czujesz się już klasykiem?
RAFAŁ BUJNOWSKI: – Nie. Czuję się po prostu plastykiem.
W uzasadnieniu werdyktu można przeczytać m.in., że twoja twórczość zawsze jest pretekstem do dyskusji na temat podstawowych definicji sztuki. Zatem mało oryginalne pytanie: czym jest według ciebie sztuka?
Nie da się odpowiedzieć wyrokująco ani w sposób jednoznaczny. Dzisiaj coraz bardziej czuję się plastykiem i podoba mi się taka tożsamość. Zajmuję się znaczeniami języka plastycznego i samego obrazowania. Tym, żeby dwie kropki połączyć w oczy, a z kreski zrobić horyzont. Czasem interesuje mnie tylko gra wizualna, a sztuka opiera się na znaczeniach. Oczywiście, na szczęście, czasem skutkiem tej formalnej zabawy są Te Oczy czy Ten Horyzont, ale wolę o sobie myśleć, że jestem plastykiem. Poza tym artysta musi się spóźniać, mieć zdanie na każdy temat i opowiadać, że głównie czyta Miłosza...
Nie da się znaleźć jednego znaczenia sztuki?
Absolutnie. Każdy ma swoje. Pytanie, czym jest sztuka, jest niemal osobiste i, wybacz, wręcz niestosowne. To jest pytanie-prowokacja. Przy pytaniach o sens życia czy sens sztuki wolę pozostać w roli plastyka ignoranta.
Powszechnie jesteś jednak kojarzony z malarstwem. Uprawiasz dyscyplinę, która rzekomo od dawna jest... martwa. Śmierć malarstwa ogłaszano już wielokrotnie. Zgodzisz się, że za każdym razem przedwcześnie?
Malarstwo jest intymne, jest osobistym dotykiem ręki na czystym płótnie czy papierze.