Trzej muszkieterowie +1
Starowieyski, Beksiński i Duda-Gracz – trzej muszkieterowie polskiej sztuki
Artystycznie byli od siebie bardzo odlegli. Arystokratyczny, kosmopolityczny, erudycyjny, ekstrawertyczny i zakochany w baroku Starowieyski. Zanurzony w polskości, plebejski Duda-Gracz. I pochłonięty przez dystopijną fantastykę odludek Beksiński. Awangardowej sztuce i krytyce nigdy nie było z nimi po drodze, choć musiała niekiedy przełykać gorzką pigułkę – jak wówczas, gdy Starowieyski wpisał sobie w CV indywidualną wystawę w nowojorskiej MoMA, a Duda-Gracz – prezentację w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta. Praktycznie tylko z Beksińskim nie było kłopotu; uznał, że jego chata z kraja i nie drażnił postępowców spektakularnymi ekspozycyjnymi sukcesami. Choć na pewno drażnił sukcesami rynkowymi.
Wszystkich trzech starano się zneutralizować, stosując różne paragrafy: Starowieyskiego redukując do roli plakacisty, Beksińskiego – ilustratora, a Dudę-Gracza – malarza-satyryka. Solidarnie lekceważyli ich wszyscy, którzy identyfikowali się z awangardą. W 2000 r. młodzi i gniewni krytycy z czasopisma „Raster” wrzucili ich z sarkazmem i szyderstwem do worka z napisem „arte polo”. Dzieła Dudy-Gracza uznali za „karykaturalne obrazy w burych kolorach”, a Beksińskiego za „infantylne wizje zjawisk nadprzyrodzonych”. Starowieyskiego zaś nazwali „pretensjonalnym artystą z playbacku”. Ale i caryca polskiej krytyki Anda Rottenberg pokazała im miejsce w szeregu. W uznawanej za fundamentalną publikacji „Sztuka w Polsce 1945–2005” Dudy-Gracza i Starowieyskiego nie zaszczyciła nawet jednym słowem, natomiast Beksińskiemu poświęciła wprawdzie osobną notkę, ale jego obrazy uznała za „maniakalne apokaliptyczne wizje, często balansujące na graniczy kiczu”.
Ale to nie przeszkodziło, by stali się bodaj jedynymi malarzami, których popularność w Polsce przez co najmniej dwie dekady znacznie wykraczała poza środowisko miłośników sztuki.