W polskim świecie literackim głośny był ostatnio przypadek bestsellera „Rekin i baran”, przygotowanej przez dwójkę blogerów książki o Islandii. Prywatny przewodnik małżeństwa Marty (tekst) i Adama (fotografie) Biernatów ukazał się w połowie 2017 r. jako „pozycja absolutnie obowiązkowa” dla miłośników tego kraju. W recenzjach internetowych zachwyty: „czytelnicza podróż życia”, „zdecydowanie najlepiej wydana w Polsce książka o Islandii”. „Tym, co urzeka mnie w »Rekinie i baranie« najbardziej, jest język. Oryginalny, lecz jednocześnie swobodny i naturalny, zupełnie, jakbyśmy słuchali żywo gestykulującej osoby” – pisała Beata Słama z Górskiego Domu Kultury. Wszystkie te cytaty para blogerów zamieściła w charakterze blurbów na swojej stronie Bite of Iceland.
Ale pochwalne epitety – zwłaszcza ten o oryginalności – dziś już nieco zgrzytają i pewnie odbijają się czkawką ich autorom. Islandzka pisarka Alda Sigmundsdóttir niedawno publicznie oświadczyła, że „Rekin i baran” to w ponad 90 proc. jej dzieło – złożona z 50 krótkich esejów „The Little Book of the Icelanders in the Old Days” z 2014 r. Mała księga – a teraz duży kłopot.
Plagiat bez precedensu
Dziś po wpisaniu w Google frazy „Wydawnictwo Poznańskie” (to wydawca spornej publikacji) wyszukiwarka najpierw podpowiada „plagiat”. To samo w przypadku „Rekina i barana”. Czytelnicy nieprędko jak widać wybaczą, a internet – cóż – nie zapomina. Zwłaszcza że bohaterowie sporu dyskutują za jego pośrednictwem, głównie na Facebooku.
Sigmundsdóttir właśnie tutaj opisała swoją wersję zdarzeń. W zeszłym roku zgłosiła się do niej czytelniczka, która w polskiej publikacji natrafiła na tropy dokładnych tłumaczeń i parafraz „The Little Book”.