„Pół wieku poezji później” to tak zwany fanfilm, a więc produkcja nieoficjalna, niepowstała we współpracy ani z Andrzejem Sapkowskim, ani z jego wydawcą, ani z Netflixem, CD Projekt czy Platige Image. Nie łamie jednak praw autorskich twórcy postaci i świata „Wiedźmina”, bo jest to jednocześnie produkcja non profit. 29 listopada zostanie udostępniona w sieci za darmo.
Twórcy dwoili się i troili...
Na budżet – który wynosił około 100 tys. zł – złożyli się poprzez internetowe zbiórki fani.
Co w filmie widać. Bo oglądając „Pół wieku poezji później”, nie da się zapomnieć, że jest to produkcja niskobudżetowa, choć przed kamerą stanęli również profesjonaliści: Zbigniew Zamachowski znów jako Jaskier, Mariusz Drężek jako wiedźmin Lambert. Niedostatki budżetowe bywały oczywiste, przy czym – czy jest to wada? Nie może nią być, ponieważ, po pierwsze, takimi prawami rządzą się produkcje nienastawione na dochody, finansowane społecznie, gdzie ekipa pracuje za darmo. Po drugie, akurat w „Pół wieku…” nie brakowało momentów efektownych, zwłaszcza w scenach z czarodziejkami, gdzie pokuszono się o komputerowe efekty specjalne na całkiem niezłym poziomie. Reżyser Jakub Nurzyński ewidentnie dwoił się i troił, by braki w budżecie ukryć, komponując ujęcia tak, by więcej sugerować, niż naprawdę pokazywać. Było to dobre wyjście, by niektóre sceny w ogóle zrealizować.
Na tle produkcji fanowskich, także tych zagranicznych, jak choćby filmy fanów Tolkiena, „Pół wieku poezji później” wyróżnia się więc pozytywnie. To długa fabuła z wieloma lokacjami, sporą obsadą i mnóstwem statystów, domieszką efektów specjalnych oraz profesjonalnego aktorstwa, które wynosi ten obraz nawet nieco wyżej niż „konkurencja”.
...ale są niedociągnięcia
To, co można twórcom natomiast wytykać, to pewne braki w scenariuszu i kompozycji samej historii. Jak wspominałem, „Pół wieku poezji później” to długa fabuła, która dodatkowo potrzebuje dłuższej chwili, by się wykrystalizować – zwłaszcza początek to sekwencja krótkich scenek. Właściwa historia klaruje się nam w drugiej połowie filmu – dopiero wtedy fabuła nabiera odpowiedniego tempa, co wiąże się z kondensacją opowieści do dwóch-trzech wątków. Są w scenariuszu momenty dobre i bardzo dobre, pochwalić trzeba choćby relację Lamberta z synem Jaskra Julianem (Marcin Bubułka) czy scenę na polu bitwy pod Brenną. Są jednak i takie momenty, w których bohaterowie zachowują się po prostu głupio, a to tylko dlatego, by umożliwić dalszy rozwój akcji, choćby poprzez ucieczkę ściganej osoby.
Niemniej fani „Wiedźmina” powinni być zadowoleni. Przy takim budżecie ekipa „Pół wieku…” zrobiła chyba nawet więcej, niż można się było spodziewać.
Czytaj także: „1983”, pierwszy polski serial Netflixa – zbyt duże oczekiwania?