Gdy dziś patrzy się na dorobek Bogusława Polcha, wydaje się on dość skromny – objętościowo, rzecz jasna, nie jakościowo. Osiem zeszytów „Kapitana Żbika”, osiem tomów niezwykle popularnego cyklu komiksów na podstawie książek Ericha von Dänikena (dziś znanego pod zbiorczym tytułem „Ekspedycja”), cztery części „Funky’ego Kovala” i sześć „Wiedźmina” (była to pierwsza komiksowa adaptacja opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. Oczywiście dochodzą do tego jakieś pojedyncze historie, czasem robione na potrzeby promocyjne (osławiony „KRON”, który był specyficzną formą reklamy wódki), ale to wciąż wydaje się niewiele – tym bardziej że przez ostatnie 20 lat Polch rysował nowe komiksy sporadycznie. Jednak jego praca odcisnęła na polskim komiksie niezatarte piętno.
Kapitan Żbik w różowej koszuli
Polch urodził się w 1941 r. – był równolatkiem Grzegorza Rosińskiego, chodzili do tego samego liceum plastycznego. Pierwsze komiksy publikował jeszcze jako nastolatek na łamach gazety harcerskiej „Korespondent Wszędobylski”, jego dorosłym debiutem był zaś „»Złoty« Mauritius” – jeden z zeszytów o przygodach kapitana Żbika. Styl rysowania Polcha dla stałych czytelników serii mógł być sporym zaskoczeniem. Tam, gdzie inni autorzy po prostu robili ilustracje do propagandowych historyjek o dzielnych milicjantach (niektórzy zresztą, jak Jerzy Wróblewski czy Grzegorz Rosiński, bardzo porządnie), Polch korzystał z okazji, by nadać kryminalnym opowieściom sznyt zachodniego kina akcji.
Nawet Żbik – z długimi bokobrodami i golfem zakładanym pod marynarkę – wygląda na jego ilustracjach jak bikiniarz, a nie milicyjny służbista.