To, czego nie da film
Rozmowa z Dawidem Ciślakiem, laureatem Paszportu POLITYKI w kategorii: Kultura cyfrowa
OLAF SZEWCZYK: – Studiował pan film, ale ostatecznie zajął się pan grami wideo. Dlaczego?
DAWID CIŚLAK: – Niedługo przed obroną pracy magisterskiej na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego zaczęły mnie nachodzić wątpliwości. Czy już jestem gotowy, by się poświęcić branży filmowo-telewizyjnej na kolejne dwadzieścia kilka lat? Czułem, że chciałbym jeszcze coś poznać, czymś się zachwycić. A że od pewnego czasu zastanawiałem się, jak by to było tworzyć gry, postanowiłem przeznaczyć na to rok czy dwa i zobaczyć, czy mi się spodoba. Jeśli nie, to zawsze mogę wrócić do matecznika. Okazało się, że branża gier wciągnęła mnie momentalnie i ten urok trwa już od bodaj siedmiu lat. Film jednak wciąż pozostaje moją pasją i chciałbym utrzymać taki stan – żeby te dwie sfery mogły we mnie koegzystować.
Gry komputerowe i film bywają postrzegane jako pokrewne. Czy to pomaga panu w pracy?
To przede wszystkim dziedziny sztuki bardzo do siebie podobne od strony biznesowej. Tak samo jak w przypadku filmu, żeby zacząć produkcję gry, trzeba najpierw zainwestować dość duże pieniądze. I jakiś czas czekać na zwrot – niezbędne są zatem mocne fundamenty, żeby produkcję dociągnąć do końca. Trzeba planować każdy ruch, ale też improwizować, bo nie da się zaplanować wszystkiego na dwa lub trzy lata z założeniem, że nic tego planu nie pokrzyżuje. Dzięki szkole filmowej byłem mentalnie na coś takiego przygotowany. Poza tym studia na filmówce to uczenie się opowiadania historii za pomocą ruchomych obrazków, a tym właśnie są dla mnie gry. Pomogło mi to wystartować w tej branży, mimo braku doświadczenia. Pomogło też nabyte w szkole przekonanie, że obraz, który na swoim monitorze widzi odbiorca, musi być wizualnie estetyczny.