Pąki na lęki
Urszula Zajączkowska, botaniczka, poetka i artystka wideo, o przywracaniu wiary w człowieka
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – Co słychać w przyrodzie?
URSZULA ZAJĄCZKOWSKA: – Pąki dopiero pękają, pojawiają się malutkie, niemal niczym jeszcze nieosłonięte listki. Ziemia zaczyna mieć zapach, a to znaczy, że jej mikroświat rozpoczął przerabianie zwłok owadów, ptaków oraz liści z zeszłego albo i jeszcze wcześniejszego roku. Podobno wiosna jest początkiem, bo lato jest już dla mnie zapowiedzią końca (to beznadziejne letnie czerwcowe przesilenie, kiedyśmy się jeszcze do tego lata nie przyzwyczaili!). Uwielbiam więc tę wczesną wiosnę z jej ogromną przestrzenią na przyszłość.
W świecie roślin pandemie nie są niczym nadzwyczajnym, jest pani do nich przyzwyczajona.
To się dzieje ciągle i w każdym wymiarze. Niestety, to my stworzyliśmy obraz przyrody, w której nie ma przemocy. Ciężko teraz wyjść z tej bajki. A przecież przemoc jest podstawą działania natury, szczególnie dla nas, tzw. heterotrofów, którzy muszą zjeść czyjeś ciało, by żyć (weganie też pozbawiają życia). Mimo wszystko to też otwiera pole nowego myślenia i wdzięczności, bo gdy wiem, co jest podstawą nie tylko mojego człowieczeństwa, ale i metabolizmu ciała i od kogo ja to wszystko dostaję, nagle dowiaduję się, ile się stało wokół mnie, dzięki czemu żyję.
Jak przyroda reaguje na stany pandemiczne?
Od razu chcę podkreślić, że w świecie nie ma niczego innego niż przyroda. Więc my to też las, my to też powietrze i fotony. Nasze atomy i inne cząstki elementarne mieszają się, stwarzają nas i innych. Wydaje się, że w naturze jest walka do końca, a w tej pozaludzkiej jest też wtedy bardzo dużo pokory. Tylko że ja przecież nie mam prawa, by mówić, jak jest u roślin. Dlatego właśnie badam ich drobiazgi, pojedyncze z nich. Kiedyś ścięłam u podstawy miętę, by udowodnić mojemu kochanemu profesorowi, że korzenie to nie jest wcale mózg rośliny, jak myślał.