1. Fiona Apple, Fetch the Bolt Cutters, Epic.
Amerykańska wokalistka nagrywa rzadko, ale zawsze z perfekcją. Nawet gdy chce spontanicznie uchwycić domowość – a tak było na tym albumie, gdzie słychać jej willę, w której zamieszkała w Kalifornii, jej gości, domowe sprzęty, psy. Przypadkiem wyszła symboliczna dla całego roku płyta domowa.
2. Sarah Davachi, Cantus, Descant, Late Music.
Medytacyjne, hipnotyczne, ale też kojące, organowe lub syntezatorowe utwory kanadyjskiej kompozytorki można odbierać jako ambientowe tło albo efekt awangardowych poszukiwań. To jej najlepszy dotąd album i pierwszy, na którym odważyła się śpiewać.
3. Bob Dylan, Rough and Rowdy Ways, Columbia.
Zważywszy na ambitny charakter najnowszego dzieła 79-letniego autora, epicki charakter utworu „Murder Most Foul” o zabójstwie Kennedy’ego czy odwołania literackie („I Contain Multitudes”), można uznać, że noblista chciał coś tą płytą udowodnić. Cokolwiek to miało być – skutecznie i imponująco.