Uzupełnione wydanie „Świata bez kobiet” kulturoznawczyni i publicystki Agnieszki Graff ukazało się ponownie równo 20 lat po premierze. Autorka w świeżo dopisanym wstępie asekuruje się nieco, podkreślając, że książka jest dzieckiem swojej epoki, bo gdyby chcieć ją poprawiać i aktualizować rozdział po rozdziale, powstałaby zupełnie inna rzecz.
Oczywiście ma rację, choć jej aktualność dziś też poraża. Ledwie minęła dziesiąta rocznica sformułowania słynnej konwencji antyprzemocowej – Polska chce się z niej wypisać, a i Turcja, gdzie wszystko się zaczęło, też robi w tył zwrot. Prawo aborcyjne mamy jedno z najsurowszych na kontynencie. Nie ma mitycznych równych płac, parytety przyjęły się średnio, wcale lub umownie, a program 500+ raczej zniechęcił kobiety do pracy, niż zachęcił do rodzenia dzieci, czyli przyniósł skutki odwrotne do założeń. Wreszcie o Strajku Kobiet i fali nie tak dawnych protestów przypominają widoczne gdzieniegdzie czerwone błyskawice.
Pewnie do estetyki tych demonstracji nawiązują kartony na okładce odświeżonej książki Graff (pierwsze wydanie z 2001 r.: Krytyka Polityczna, teraz rzecz ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy). Jedno ze strajkowych haseł można by zresztą sparafrazować i odnieść do niej i do innych wydanych w Polsce książek w ostatnim czasie: nie do wiary, że ciągle walczymy o to samo.
Przemilczane tematy
„Podobno uczestniczki aktywistycznych forów internetowych polecają sobie moją książkę jako lekturę, od której warto rozpocząć przygodę z feminizmem” – pisze Graff. I rzeczywiście jest to wartko poprowadzony wykład o seksizmie, mizoginii, patriarchacie, feminizmie i jego wypaczeniach, gumkowaniu kobiet z przestrzeni publicznej i kart także najnowszej historii, a wszystko to okraszone przykładami, które z perspektywy 2021 r.