Zawsze jest ciąg dalszy
Zawsze jest ciąg dalszy. O starości, ciekawości świata i szczęściu
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Rozmawiając z intelektualistami, naukowcami, artystami, dowiedziała się pani, co najbardziej uszczęśliwia ludzi?
JUSTYNA DĄBROWSKA: – Często słyszałam: za szczęściem gnać nie warto – bo ono jest skutkiem ubocznym wartościowego życia. Pojawia się niejako przy okazji. Ale ja nie chodziłam do moich rozmówców po receptę na szczęście. Już prędzej po otuchę. To było trochę tak, jakbym szła rozmawiać z moimi rodzicami. Z własnymi nie mogę, bo już ich nie ma, idę więc do ich rówieśników, ludzi urodzonych przed wojną albo w czasie okupacji. Pytam, słucham. Nigdy nie wiem, co usłyszę. Ale często wychodzę z tych spotkań wzruszona, przejęta. Jestem ciekawa, jak się doświadcza takiego życia. Oni się przecież napatrzyli na straszliwe rzeczy. Jak to robią, że po tym wszystkim mogą być dziś pełni życia, witalni, kreatywni?
Zbigniew Sokolik, jeden z pionierów polskiej psychoanalizy, przyznaje, że pomogła mu dopiero miłość.
To smutna rozmowa, w której pan Zbigniew mówi, że w jego życiu „gruntownie posprzątali” Niemcy, którzy spalili wszystko, co miał… Miłość na starcie pomaga, ale jeśli jej nie ma, da się to potem zreperować, bo – jak mówiła Anna Freud, córka Zygmunta – życie przypomina partię szachów: otwarcie jest bardzo ważne, ale nie decyduje o przebiegu całej partii.
Czyli warunkiem koniecznym do szczęścia jest miłość?
Jeżeli rozumieć miłość dość szeroko, w sensie głębokiego, bezinteresownego zaangażowania, to pewnie tak. Warto kogoś albo coś kochać, dobrze jest być kochanym. Żeby móc konfrontować się z trudami życia, trzeba mieć podstawowe poczucie bezpieczeństwa, a ono się bierze z tego pierwotnego doświadczenia, że obok nas jest ktoś, kto nas widzi, reaguje na nas, odpowiada na nasze pragnienia, rozumie i czerpie z naszej obecności przyjemność.