Komiksy są dla chłopców. A przynajmniej były. Superbohaterowie wyrośli jako spełnienie chłopięcych i męskich marzeń o ratowaniu świata i braniu sprawiedliwości we własne ręce. Nawet Wonder Woman, zrodzona w umyśle Williama Moultona Marstona i inspirowana silnymi kobietami w jego życiu, nader często była pętana ku uciesze rozmaitych fetyszystów. Do dziś w panteonie najważniejszych twórców trudno znaleźć kobiety. Potęgę Marvela budowali Stan Lee, Jack Kirby i Steve Ditko, Supermana stworzyli Joe Shuster i Jerry Siegel, Batmana Bob Kane i Bill Finger, a w późniejszych latach na gwiazdy medium wyrośli m.in. Alan Moore, Frank Miller, Grant Morrison, Mike Mignola, Mark Millar czy Neil Gaiman.
Czytaj też: „Wonder Woman”. Pora na superbohaterki
Jak Thor Gromowładna namieszała
Zmiany zachodzą, choć powoli. Najpierw, stopniowo, bohaterki przestały być tylko obiektami westchnień herosów i czytelników, zyskały pełnoprawne charaktery i własne opowieści. Później panie zaczęły wyrastać na gwiazdy samego medium, wśród nich Fiona Staples („Saga”), Marjorie Liu („Monstressa”), Gail Simone („Ptaki nocy”), G. Willow Wilson („Ms Marvel”) oraz legendarna redaktorka Karen Berger, odpowiedzialna za kultową linię Vertigo („Sandman”, „Hellblazer”, „Kaznodzieja”, „Baśnie”, „100 naboi”). Jako ostatnie dołączyły zaś filmy i seriale, więc wreszcie doczekaliśmy się „Wonder Woman” z Gal Gadot, „Kapitan Marvel” (Brie Larson), solowy film dostała