Wszyscy jesteśmy uzależnieni
„Niewyczerpany żart”, kultowa powieść D.F. Wallace’a. Jak brzmi po polsku?
Pierwsza scena tej powieści wbija w fotel i jest jedną z najlepszych w literaturze światowej. 18-letni Hal Incadenza uczestniczy w rozmowie kwalifikacyjnej na uniwersytet. Ma zasługi w tenisie, ale akademicy nie wierzą w jego pozasportowe zdolności. Próbuje ich przekonać całkiem racjonalnie, chce powiedzieć, że dużo czyta, a wpływ Kierkegaarda na Camusa jest niedoceniany, ale przechodzi załamanie i słychać tylko dziwne dźwięki. „Zachowanie ledwo na poziomie ssaków” – mówią egzaminatorzy z pogardą, zostaje zdyskwalifikowany, nazywają go „zaburzonym kandydatem”, wzywają pogotowie psychiatryczne. Hal to wszystko obserwuje z poziomu podłogi. Znajdziemy tu charakterystyczne dla Wallace’a poczucie upokorzenia i panicznej izolacji, kiedy nie można wypowiedzieć tego, co się czuje. Scena rozgrywa się rok później niż reszta wydarzeń, to redaktor wpadł na pomysł, żeby przenieść ją na początek. Po przeczytaniu powieści można lepiej zrozumieć przyczyny zachowania Hala.
Sam Wallace zwymiotował przed komisją jako kandydat do Amherst College. Autor „Niewyczerpanego żartu” („Infinite Jest”) przeżywał regularne ataki lęku i fobii. Od dzieciństwa miał poczucie, że rodzice oczekują od niego wielkich osiągnięć. I miał je nie tylko w matematyce czy logice, ale i w tenisie. Jako nastolatek poczynił dwa odkrycia: jednym była właśnie gra w tenisa, a drugim – marihuana. Oba czasem służyły mu do rozładowywania stanów lękowych i ataków paniki.
Wcześnie zaczął pisać i szybko odkrył swoich mistrzów: Pynchona, Bartha i innych postmodernistów. Z DeLillo korespondował i dawał mu do czytania fragmenty „Niewyczerpanego żartu”. Pytał o zdanie Davida Marksona (jego słynna „Kochanka Wittgensteina” wyszła w tym roku po polsku).