Niech moc będzie z tobą” – to najsłynniejszy cytat z filmu przedstawiającego przygody młodego Luke’a Skywalkera, Hana Solo, księżniczki Lei, Dartha Vadera i mistrza Yody, by wymienić tylko kilka najważniejszych postaci z galerii gwiezdnych bohaterów. – Nigdy nie zapomnę, gdzie pierwszy raz oglądałem „Gwiezdne wojny” – wspomina czterdziestoletni Maciej z Warszawy, historyk, który jako jedenastolatek poszedł do kina Sawa. – Dostałem miejsce w pierwszym rzędzie, ale już po pierwszej scenie nie miało to dla mnie znaczenia. A kiedy rebelianckie myśliwce wpadły do kanionu Gwiazdy Śmierci, okazało się, że mam najlepsze miejsce w kinie – po prostu siedziałem w kabinie X winga!
Nawet dziś pierwsza scena „Gwiezdnych wojen” robi wrażenie. W czystej czerni kosmosu pojawia się planeta. W jej stronę leci niewielki statek kosmiczny. Nagle zza kadru wyłania się dziób gwiezdnego niszczyciela, który majestatycznie przesuwa przez ekran swój cały olbrzymi kadłub. Rufę i pałające niebieskim światłem silniki jonowe widz ogląda dopiero po kilkudziesięciu sekundach. Czegoś takiego wcześniej nie było! Klasyczna baśń o walce dobra ze złem na tle gwiazd i tajemniczych planet, zamieszkanych przez najróżniejsze stworzenia, od razu zyskała miano kultowej, zdobyła 6 Oscarów, a jej popularność pozwoliła na realizację kolejnych części gwiezdnej sagi. Nastał czas „Gwiezdnych wojen”, choć początkowo nic nie wskazywało na sukces filmu.
Komediodramat „American Graffiti”, nakręcony przez George’a Lucasa w 1973 r. za 770 tys. dol., przyniósł ponad 20 mln zysku, co wówczas było sporym osiągnięciem. Po tym sukcesie Lucas stworzył 14-stronicowy konspekt projektu, który od dawna chodził mu po głowie – przygodowego filmu rozgrywającego się w przestrzeni kosmicznej. Studia filmowe po kolei odrzucały pomysł jako trudny do sprzedania w tamtych czasach. Dopiero Alan Ladd Jr, jeden z szefów 20th Century Fox, początkowo sceptyczny, ale pod wrażeniem sukcesu „American Graffiti”, postanowił dać szansę młodemu reżyserowi. Lucas przystąpił do trwającej ponad rok pracy nad scenariuszem.
Galaktyczna księżniczka i dwaj rycerze
Pierwsza wersja opowiadała historię księżniczki uciekającej przed władcą galaktycznej republiki, której towarzyszą dwaj rycerze: Luke Skywalker i Annikin Starkiller, oraz komiczna para galaktycznych biurokratów. Na szczęście Lucas zmienił koncepcję. W ostatecznej wersji scenariusza znalazł się ubogi chłopiec z planety Tatooine, dobry i zły rycerz, kosmiczny przemytnik i piękna księżniczka, pojedynek na miecze świetlne, kilka strzelanin, pościgów oraz wielka finałowa bitwa.
„Gwiezdne wojny” miały wejść na ekrany przed świętami Bożego Narodzenia 1976 r., koszt przedsięwzięcia oszacowano na 8,5 mln dol. Aby zminimalizować ryzyko finansowe, Fox nalegał na zatrudnienie kilku gwiazd. Lucas chciał natomiast aktorów, których widz nie będzie kojarzył z innymi postaciami. Wybrał Marka Hamilla, Carrie Fisher oraz Harrisona Forda, z którym pracował już przy „American Graffiti”. W filmie pojawiły się tylko dwie gwiazdy: sir Alec Guinness i Peter Cushing. Zdjęcia rozpoczęto w Tunezji, najbardziej odpowiadającej wyobrażeniu o pustynnej planecie Tatooine. Zachowany do dziś plan zdjęciowy w Matmata (dom Luke’a Skywalkera) i Ajim (port kosmiczny w Mos Eisley) jest mekką fanów „Star Wars” z całego świata i atrakcją turystyczną nie mniejszą niż leżące nieopodal ruiny Kartaginy. Reszta zdjęć została zrealizowana w studiach filmowych pod Londynem, gdzie zbudowano pełnowymiarową makietę Sokoła Milenium oraz wnętrza Gwiazdy Śmierci.
Wielką rolę w filmie miały odegrać efekty specjalne, dla stworzenia których Lucas powołał do życia firmę Industrial Light&Magic, która z biegiem lat zaczęła wyznaczać nowe kierunki rozwoju w tej dziedzinie.
Doprowadzając do perfekcji wizualną stronę „Gwiezdnych wojen”, Lucas zdawał sobie sprawę, że potrzebuje też odpowiedniej oprawy muzycznej. Ścieżkę dźwiękową „Gwiezdnych wojen” miał stworzyć John Williams, amerykański kompozytor, uhonorowany już wcześniej dwoma Oscarami za „Skrzypka na dachu” i „Szczęki”.
Napisał on 15 utworów, w tym tematy poświęcone najważniejszym postaciom filmu, które wykonał z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania Lucasa, a ścieżka dźwiękowa „Gwiezdnych wojen” jest do dziś najpopularniejszym soundtrackiem w historii kina.
Krytyka krytykuje, widzowie szturmują
Czas produkcji wydłużył się o prawie sześć miesięcy, a planowany budżet przekroczono o 2,5 mln dol. Jednak po pierwszym montażu film nie wyglądał dobrze. Brakowało mu właściwego tempa. Dopiero zatrudnienie montażystów Richarda Chewa i Paula Hirscha sprawiło, że „Gwiezdne wojny” stały się dziełem, jakie znamy.
Film wszedł na ekrany 25 maja 1977 r. Wbrew późniejszym zapewnieniom zarząd Foxa nie spodziewał się wielkiego sukcesu, tytuł nie został więc wsparty kosztowną kampanią reklamową. Dlatego w całych Stanach Zjednoczonych „Gwiezdne wojny” wyświetlane były zaledwie w 32 kinach. Film nie wzbudził zachwytu krytyki, za to reakcja widzów przeszła najśmielsze oczekiwania.
W ciągu tygodnia Ameryka oszalała na punkcie „Gwiezdnych wojen”, wytwórnia nie mogła nadążyć z produkcją nowych kopii. Tysiące młodych Amerykanów stało, zapewne po raz pierwszy w życiu, w długich kolejkach, żeby obejrzeć film. Co więcej, ku zaskoczeniu Lucasa, „Gwiezdne wojny” zdobyły też wielką popularność wśród starszych widzów. Do końca roku historia Luke’a Skywalkera przyniosła 20th Century Fox prawie 200 mln dol. zysku.
Po wielkim sukcesie „Gwiezdnych wojen” Lucas niemal natychmiast przystąpił do prac nad kontynuacją. Epizod IV – taki podtytuł dodano szybko do czołówki – miał być pierwszym filmem z dziewięcioczęściowego cyklu. Tym razem Lucas skupił się na kontrolowaniu całego przedsięwzięcia, a poszczególne zadania powierzył innym. Scenariusz „Imperium kontratakuje” napisał Lawrence Kasdan, reżyserii podjął się Irvin Kershner, były nauczyciel akademicki Lucasa, pod warunkiem pozostawienia mu swobody twórczej. Do historii wprowadzono wątek romantyczny, by przyciągnąć do kin młode kobiety. Pojawiły się nowe postacie: Yoda – mierzący pół metra 900-letni mistrz Jedi, złowrogi Boba Fett i czarujący Lando Calrissian – pierwsza czarnoskóra postać w uniwersum „Star Wars”.
Tym razem nie szczędzono pieniędzy na reklamę; właściciele kin zamówili 126 kopii. Na film oczekiwały tłumy fanów, poprzebieranych za postaci z „Gwiezdnych wojen” i odliczających godziny do premiery. „Imperium kontratakuje” weszło na ekrany kin 21 maja 1980 r. i w ciągu weekendu zarobiło ponad 6 mln dol. Krytycy, tradycyjnie, nie zostawili na obrazie suchej nitki, ale fani zgodnie uznali go za najlepszą część sagi. Do końca roku zarobił prawie 150 mln dol.
Trzy lata musieli czekać widzowie, by poznać zakończenie filmowej sagi. 25 maja 1983 r. do kin wszedł „Powrót Jedi” i dość niespodziewanie okazało się, że to nie szlachetny do bólu Luke, ale Darth Vader, upadły Jedi, jest głównym bohaterem opowieści, co wyraźnie widać w drugiej trylogii „Gwiezdnych wojen”.
Choć ciekawość widzów została zaspokojona, a wszystkie ważniejsze wątki złączyły się wreszcie w całość, fani „Gwiezdnych wojen” nie byli zachwyceni filmem, uznając przesłodzony „Powrót Jedi” za najsłabszą część cyklu, nie wytrzymującą zwłaszcza porównania z mrocznym „Imperium kontratakuje”.
Uniwersum otwarte
Jednak „Gwiezdne wojny” to nie tylko filmowa saga. Od momentu premiery tytuł stał się marką, pod którą zaczęto sprzedawać plakaty, koszulki, zabawki, figurki, kostiumy i dziesiątki innych gadżetów, związanych z głównymi bohaterami „Gwiezdnych wojen”. Dziś można kupić zarówno plastikową figurkę za 3,5 dol., jak i np. hełm Dartha Vadera, sygnowany przez Lucasfilm za ponad 1000 dol., czy precyzyjny model Sokoła Milenium za 3500 dol. (limitowana seria 500 sztuk)!
Najważniejsze z marketingowego punktu widzenia było to, że George Lucas stworzył świat „Gwiezdnych wojen” jako uniwersum otwarte. Dzięki temu, prócz głównej fabuły opowiadającej o losach rodziny Skywalkerów, można było w nim umieścić dziesiątki pobocznych wątków i rozbudować historie drugo- i trzeciorzędnych bohaterów. Tak powstała ponad setka książek i komiksów napisanych przez różnych autorów, których pomysły fabularne poddane są ścisłej kontroli Lucasfilm. Wydanych zostało również dziesiątki leksykonów, przewodników i encyklopedii przybliżających filmową sagę. Poza tym „Gwiezdne wojny” rozpoczęły inwazję na rynku komputerowym. Firma LucasArts na początku lat 90. stała się jedną z najbardziej innowacyjnych i prężnych w branży gier wideo.
W 1997 r. na ekranach kin pojawiła się Edycja Specjalna Gwiezdnych Wojen – przetworzona cyfrowo wersja z dodanymi nowymi efektami specjalnymi, których – jak twierdził Lucas – nie można było zrealizować w latach 70. Dwa lata później Lucasfilm zrealizował „Mroczne widmo”, część pierwszą nowej trylogii o losach młodego Anakina Skywalkera. Ten film, jak i następny – „Atak klonów” (2002), został przyjęty przez fanów dość chłodno. Dopiero ostatnia część trylogii, „Zemsta Sithów” (2005), najmroczniejsza w całej serii i nawiązująca klimatem do „Imperium kontratakuje”, zyskała ich uznanie. Sam Lucas zarzeka się, że historia jest kompletna i nie zamierza już nigdy więcej do niej powracać, jednak fani pamiętają jego wcześniejsze zapowiedzi, że saga miała składać się z dziewięciu, a nie sześciu części. W tej chwili Lucasfilm pracuje nad stuodcinkowym (!) serialem telewizyjnym, którego pierwsze odcinki mają być wyemitowane w 2009 r.
Baśń dla każdego
Dlaczego ludzie wciąż chcą wracać do świata „Gwiezdnych wojen”? Źródło sukcesu George’a Lucasa leży w zrozumieniu banalnej prawdy: kino jest prostą rozrywką dla mas. „Gwiezdne wojny” to baśń, prosta i zabawna historia, wprost odwołująca się do komiksów i kina lat 30. Podział na dobrych i złych jest oczywisty od pierwszej sceny. Rebelianci i rycerze Jedi to bohaterowie, z którymi każdy chciałby się utożsamiać. Ascetyczne, szare mundury Imperium i zbroje szturmowców już w pierwszym odruchu budzą oczywiste skojarzenia. Świetnym pomysłem było rozpoczęcie opowieści od środka, co pozwoliło jej zachować otwartą strukturę, dzięki której można było, czasem za głosem publiczności, wprowadzać korekty do następnych epizodów.
Jako reżyser i scenarzysta Lucas nie bał się korzystać z najlepszych wzorów: uważny widz dostrzeże bez trudu zapożyczenia, czasem dosłowne, z „Metropolis” Fritza Langa, dzieł Kurosawy, łotrzykowskich filmów z Errolem Flynnem czy lotniczych filmów wojennych. Szukając inspiracji, Lucas złączył ze sobą wątki baśni, mitów i toposów z różnych kultur. W „Gwiezdnych wojnach” znajdziemy ślady fascynacji autora Bliskim i Dalekim Wschodem, etyką rycerską, buddyzmem Zen czy historią starożytnego Rzymu. Ten kulturowy synkretyzm to jeden z głównych powodów, dla których „Gwiezdne wojny” zdobyły miliony fanów na całym świecie, stając się uniwersalną, zrozumiałą dla każdego opowieścią.
Pierwsze trzy epizody „Gwiezdnych wojen” to bez wątpienia największy fenomen kultury popularnej. Stworzony w większości z cytatów, dziś sam nabiera szlachetnych cech klasyki i staje się źródłem inspiracji dla niezliczonej rzeszy pisarzy, rysowników komiksów i filmowców. Niektórzy z nich, jak bracia Wachowscy czy Kevin Smith, sami wychowani na „Gwiezdnych wojnach”, używają ich jako kodu do porozumiewania się z publicznością dzielącą te same doświadczenia.
Cytaty z „Gwiezdnych wojen” wyszły poza kulturę popularną – takie pojęcia jak „ciemna strona mocy” czy „imperium zła” (Ronald Reagan określił tak ZSRR w 1983 r.) funkcjonują w języku polityki międzynarodowej. Kiedy Reagan ogłosił swój pomysł stworzenia w kosmosie tarczy antyrakietowej, wydawał się on na tyle fantastyczny, że zaczęto potocznie nazywać go – w nawiązaniu do filmu Lucasa – „Wojnami gwiezdnymi”. Nawet nauka okazała się mało odporna na urok „Star Wars” – toruński astronom dr Maciej Konacki, który jako pierwszy odkrył planetę o dwóch słońcach, nazwał ją „planetą typu Tatooine”.
Pewna amerykańska fanka przed premierą „Powrotu Jedi” powiedziała do telewizyjnej kamery: „Grecy mieli swoją mitologię, my mamy »Gwiezdne wojny«”. Tym właśnie stała się gwiezdna saga – dla pokolenia dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków jest prawdziwym mitem, najważniejszą historią o walce dobra ze złem.