Żyj w niezgodzie ze sobą
Tomasz Stawiszyński dla „Polityki”: Żyj w niezgodzie ze sobą
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – Stworzył pan w nowej książce zestaw reguł. Ludzie teraz pytają: „Panie Tomaszu, jak żyć?”.
TOMASZ STAWISZYŃSKI: – To się zdarza, a ja wtedy zawsze odpowiadam: nie wiem. Zresztą pytają o to zazwyczaj ci, którzy jeszcze książki nie czytali, bo ona niekiedy faktycznie wzbudza tego typu oczekiwania, ale tylko na pierwszy rzut oka. W gruncie rzeczy „Reguły” to bardzo skromny program, coś w rodzaju mentalnego, intelektualnego BHP na współczesne czasy. Zależało mi, żeby ta książka była zwięzła, klarowna i przystępna. Konwencja reguł wydała mi się pod tym względem bardzo poręczna, ale w żadnym razie nie należy jej traktować dosłownie.
Pomysł wziął się z artykułu dla „Tygodnika Powszechnego”. Zamówienie, złożone niedługo po wybuchu wojny przez Piotra Mucharskiego, brzmiało: spróbuj napisać tekst, który pomoże nam zrozumieć, co się dookoła dzieje. I co możemy zrobić w tej sytuacji. Uświadomiłem sobie, że nie mam żadnej jednolitej opowieści na ten temat, bo świat stał się bardzo niepewnym, nieprzewidywalnym i splątanym miejscem. Forma zwięzłych dyrektyw wzięła się więc z poczucia bezradności. Lektura uświadamia jednak, że te reguły mówią raczej o tym, czego nie robić, niż co robić. Cała książka chce być natomiast pogłębionym komentarzem do różnych aspektów współczesnego świata, a nie zestawem rad.
Pierwsza reguła: „Nie daj się uwieść apokalipsie”. Chyba nie znam nikogo, kto głosiłby nadejście apokalipsy, ale znam takich, którzy nie wierzą w katastrofę klimatyczną. Więc może warto przejmować się końcem?
Przez długi czas bliskie było mi myślenie, że pewien rodzaj alarmizmu jest konieczny, bo sytuacja zmierza w złym kierunku, a nasza ignorancja wydatnie przyczynia się do jej pogorszenia.