W styczniu w Warszawie pojawiły się na przystankach nietypowe reklamy: „Drodzy sąsiedzi, z góry przepraszamy za hałas. 25 stycznia zaczynamy świętować nasze 700. urodziny. Zapraszamy!”. Wilno będzie świętować cały rok, więc każdy moment na odwiedziny jest dobry. A data wzięła się z pierwszej wzmianki o mieście – 25 stycznia 1323 r. książę litewski Giedymin napisał list, w którym zapraszał mieszkańców europejskich miast, żeby się tutaj osiedlali. I rzeczywiście miasto przez wieki było tyglem różnych narodowości. Ciągle przechodziło z rąk do rąk. Przeżyło kataklizmy, pożary, epidemie, okupacje i zawsze odradzało się jak Feniks.
Dobrze ujmuje przemiany miasta historia jednej z ważniejszych ulic: najpierw to była ulica Mickiewicza, potem Stalina, Lenina, a teraz jest Giedymina. „Nigdy od ciebie miasto nie mogłem odjechać” – pisał Czesław Miłosz, który nazywał siebie ostatnim obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Przez lata razem z litewskim poetą i tłumaczem Tomasem Venclovą prowadzili dialog o tym mieście, narażając się nacjonalistom z obu stron. Obaj pracowali nad tym, żeby przezwyciężać wzajemne uprzedzenia. Przeszłość Wilna bywała przemilczana, niewygodna i pełna białych plam. Ale to się zmienia. Miasto teraz opowiada o sobie inaczej, szuka nowych sposobów i narracji. Patrzy w przyszłość.
Od początku Wilno było wielokulturowe, wielojęzyczne, wieloreligijne. „Ten niemalże nieprawdopodobny amalgamat języków, tradycji narodowych, jak również religii, który lekceważył granice polityczne, zawsze rzucał się w oczy przybyszom” – pisał Venclova w książce „Opisać Wilno”. Wylicza 7 narodowości, które tworzyły miasto przez wieki: Litwini, Rusini (później Białorusini), Rosjanie, Polacy, Tatarzy i Karaimi, i Żydzi, którzy stanowili połowę mieszkańców – dlatego Wilno nazywano Jerozolimą Północy.