W starym dowcipie potężny dzik chodził wściekły po lesie, łamał drzewa, tratował krzaki, terroryzował zwierzęta, by w końcu oznajmić napotkanej niedźwiedzicy: „Powiedz Puchatkowi, że Prosiaczek wrócił z wojska”. W filmie brytyjskiego reżysera Rhysa Frake’a-Waterfielda Prosiaczek i Puchatek są jeszcze bardziej przerażający – opuszczeni przez Krzysia, który porzucił przyjaciół na rzecz nauki i dorosłego życia, przysięgli zemstę rodzajowi ludzkiemu. A w międzyczasie zjedli również Kłapouchego.
Brzmi jak koszmarny sen z dzieciństwa? Powinno, bo to wstęp do fabuły horroru „Puchatek: Krew i miód”, który niedawno trafił na ekrany polskich kin. Przyjaciele ze Stumilowego Lasu nie przypominają tu uroczych pluszaków, lecz są psychopatycznymi zabójcami, chętnie torturującymi swoje ofiary – tak się składa, że w filmie Frake’a-Waterfielda są to niemal wyłącznie młode, atrakcyjne kobiety – i pozbawiającymi je życia na niezbyt wymyślne, ale za to bardzo krwawe sposoby. Proszę wyobrazić sobie parę morderców w typie Michaela Myersa z serii „Halloween”, tylko zamiast trupiobladej maski noszących na głowie coś, co z grubsza przypomina pyszczki Misia o Bardzo Małym Rozumku i jego przyjaciela, któremu wyrosły kły i szczecina. Taka to rozrywka – przeznaczona wyłącznie dla miłośników taniego kina eksploatacji, bo mimo obiecująco prowokacyjnego punktu wyjścia „Puchatek: Miód i krew” kompletnie nie jest zainteresowany jakąkolwiek formą filmowej transgresji. Chodzi tylko o zestawienie uwielbianej książki dla dzieci z krwawymi efektami specjalnymi.
Kłapouchy radzi, jak żyć
Realizacja tego filmu była możliwa dzięki temu, że 1 stycznia 2022 r. „Kubuś Puchatek” Alana Alexandra Milne’a trafił w Stanach Zjednoczonych do domeny publicznej, co oznacza, że można dokonywać jego przeróbek bez oglądania się na prawa autorskie.