Jak Phoenix z popiołów
Joaquin Phoenix: aktor nieoczywisty, już bohater roku. Krążą na jego temat dwie teorie
Przypisywanie go do jednego typu ról jest bezcelowe. Wybiera na ogół kino niezależne i raczej propozycje cięższego kalibru: postaci szaleńców, morderców. Potrafi też zaskakiwać, prezentując męskość w wersji soft („C’mon C’mon”). Autorzy, z którymi stale współpracuje, tacy jak Paul Thomas Anderson czy Gus van Sant, cenią go za instynkt oraz właśnie aktorską wszechstronność.
We wchodzącym na ekrany surrealistycznym horrorze „Bo się boi”, trzygodzinnym widowisku wyreżyserowanym przez Ariego Astera („Dziedzictwo. Hereditary”, „Midsommar. W biały dzień”), gra wylęknionego neurotyka w średnim wieku zamartwiającego się dosłownie wszystkim. Film jest opisem zwariowanej podróży leczącego się u terapeuty, manipulowanego przez matkę bohatera. Jako ofiara własnej wyobraźni i maltretujących go ludzi – spadając ze schodów, rozbijając szklane drzwi, przedzierając się przez różne światy, porywany, śledzony, poddawany różnym eksperymentom – aktor znów ma okazję zaprezentować paletę niesamowitych umiejętności, tym razem także osobliwie komediowych.
Jesienią Phoenix objawi się w roli bezwzględnego dyktatora, cesarza Francuzów, w hollywoodzkiej superprodukcji „Napoleon” Ridleya Scotta. Powróci również jako przemocowy Joker w sequelu przygotowywanym przez Todda Phillipsa. Zobaczymy go także w owianym tajemnicą projekcie Pawła Pawlikowskiego „The Island”. Na podstawie skąpych informacji przeciekających do prasy należy się spodziewać czegoś w rodzaju dystopii, kryminalnej satyry na bogaczy, odpowiedzi na „W trójkącie”, tyle że retro (akcja toczy się w latach 30. XX w.). Phoenix wystąpi w niej ze swoją życiową partnerką Rooney Marą. I w ciemno można założyć, że będą to wielkie, oscarowe kreacje.