Pan bez zmian
Pan bez zmian! Polski mężczyzna w zwierciadle sztuki. Czegoś na tej wystawie brakuje
W ramach nadrabiania błędów przeszłości masowo proponuje się dziś raczej wystawy kobiet i poświęcone kobietom, więc pewną odwagą jest odwołanie się do narracji z mężczyzną jako bohaterem. Ale też takie wyzwanie niesie spore ryzyko utrwalania konwencji, sztanc i historycznie ukształtowanych wizerunków. I tej pułapki nie uniknęli także kuratorzy kieleckiej ekspozycji „Polski mężczyzna 1910–2010” w Muzeum Narodowym w Kielcach. Trzeba jednak przyznać, że mieli wyjątkowo trudne zadanie, bo lustra mocno zmaskulinizowanej sztuki ostatniego wieku raczej nie sprzyjały obrazom wiernie odbijającym rzeczywistość.
Zacznijmy od czegoś może marginalnego, ale charakterystycznego: autoportretów. Ich niedoścignionym mistrzem był Jacek Malczewski, który malował samego siebie nie tylko bardzo często, ale zawsze w pozach dumnych, strojach szlachetnych (często w zbrojach), minach poważnych. I w Kielcach nie zabrakło takiego konterfektu, podobnie zresztą jak i wielu innych, w których nie ma miejsca na słabości i niedoskonałości. Stanisław Janowski, który sportretował siebie w okopach, wygląda, jakby wybierał się na bal, a nie do ataku: mundur wyprasowany, włosy uczesane, białe mankiety aż lśnią, między palcami niedbale nonszalancko papieros. Wizerunek przede wszystkim.
Salonowcy międzywojnia
Podobnie na tej wystawie prezentują się niemal wszyscy mężczyźni międzywojnia. Wędrując z sali do sali, można odnieść wrażenie, że męska część społeczeństwa polskiego składała się wówczas z profesorów, pisarzy, ziemian, arystokratów, przedsiębiorców i artystów. Zadbanych, o starannie przystrzyżonych wąsach, a niekiedy i brodach, z głębią Rowu Mariańskiego w spojrzeniach i mądrością rozlewającą się po wypielęgnowanych twarzach. Ich atrybuty to fajki, książki, czasem strzelby, konie i cylindry.