Z ziemi polskiej do wioski
Igor Spolski z orkiestrą robi furorę w Nepalu. „Na koncert przyszła cała wioska”
Jego związek z Nepalem to efekt serii zbiegów okoliczności. – Pojechałem tam pierwszy raz w 2010 r. za namową kolegi. Polecił mi nie tylko sam kraj, ale też człowieka, który prowadził tam studio – mówi ze swojego polskiego domu w Beskidzie Niskim Igor Spolski, lider nepalskiej Happy Village Orchestra i beskidzko-warszawskich Dorosłych. Wciśnięty między Indie a Chiny, położony w trzech strefach klimatycznych kraj wielkości połowy Polski stał się dla niego drugim domem. – Całe życie zaaranżowałem tak, żeby móc żyć w tej podwójności, pół roku spędzać w Polsce, drugie pół w Nepalu – dodaje.
Spolski jest niespokojnym duchem. Pracował w kilku europejskich krajach, m.in. na Cyprze, co opisywał w piosenkach Płynów, zespołu, który założył na początku XXI w. Śpiewał, grał na gitarze, komponował piosenki, pisał błyskotliwe teksty. Do Limassol, gdzie „pachy pachną słońcem”, jeździł montować bojlery albo pracować w grocery store.
Po 10 latach dokumentowania życia miasta formuła zaczęła się wyczerpywać. – Płyny były zespołem piszącym piosenki dokumentalne, trochę w tonie sowizdrzalskim, mało śpiewaliśmy o porywach serca. W pewnym momencie przestało mi to wystarczać – przyznaje. Zbiegło się to z coraz dłuższymi wyjazdami do Azji, w tym do samego Nepalu.
Nepal jak Polska lat 90.
W tym azjatyckim kotle Spolski dobrze się poczuł. – Nepal przy pierwszym spotkaniu przypominał chaotyczną Polskę lat 90., gdy każdy próbował ułożyć swoje życie na nowo. Zauroczyła go także nepalska różnorodność. To kraj podzielony na trzy części: płaski i gorący Teraj; Pahad, Małe Himalaje, gdzie mieszka większość Nepalczyków, oraz na wysokie Himalaje, gdzie ludzi jest niewielu i zajmują się przede wszystkim pasterstwem.