Kino niezgody i ugody
Kino niezgody i ugody. Wenecja doceniła Holland, a Polański przepadł
Odkąd wenecki Złoty Lew stał się przeglądem pretendentów do Oscara (począwszy od „Kształtu wody” w 2017 r., przez „Romę”, „Jokera” i „Nomadland” w latach kolejnych), nie wyobrażano sobie festiwalu na Lido bez amerykańskich gwiazd. Wystarczyło jednak kilka ugód podpisanych ze związkami zawodowymi przez poszczególne studia, by strajk aktorów i scenarzystów nie zaszkodził tegorocznej imprezie – może bardziej europocentrycznej, niż to ostatnio bywało, ale głośnej jak zawsze.
Na jubileuszowej 80. edycji festiwalu wiele mówiono o interimach, czyli tych tymczasowych umowach, które pozwoliły aktorom promować ich filmy w Wenecji. To samo angielskie słowo interim padało również w „Zielonej granicy” Agnieszki Holland, tym razem jednak w kontekście życia lub śmierci – oznacza tymczasowe, lokalne przepisy zezwalające w praktyce na push-back, czyli wywózkę za granicę osób proszących o azyl na terenie Unii Europejskiej.
Dlatego nagroda specjalna jury dla filmu Agnieszki Holland – od razu typowanej przez obserwatorów na pierwszego lub drugiego zwycięzcę konkursu – to znak, że polityka Europy dopuszczającej zgody na łamanie praw człowieka staje się znów przedmiotem słyszalnej krytyki. Nie na tyle jednak, by odebrać Wenecji funkcję utartej drogi po Oscary. Jury tegorocznego konkursu zasygnalizowało: rozmawiajmy, jak zmienić politykę względem migrantów, pamiętając o wymogach przemysłu kinematografii, który potrzebuje hitów, na które ludzie pójdą do kina.
Nieustraszona Stone
Pretendenta do tych głównych statuetek w tegorocznym sezonie nagród wyznaczono jednogłośnie – „Biedne istoty” („Poor Things”) Yorgosa Lanthimosa, laureata Oscarów za „Faworytę”, prowadził przez cały czas trwania festiwalu w prognozach krytyki oraz w zestawieniach typów bukmacherów.