Jak najszybciej zrozumieć znaczenie Janusza Grudzińskiego na polskiej scenie muzycznej? Posłuchać „Arahji”, kluczowej piosenki Kultu, z partią organów równie istotną co wokalna linia Kazika Staszewskiego. Albo „Gdy nie ma dzieci” (jak wiele utworów grupy współkomponowanego przez „Grudę”) z prostą fortepianową linią nadającą nagraniu rytmiczny charakter, a później jazzującego „Z archiwum polskiego jazzu” opublikowanego na tej samej płycie „Ostateczny krach systemu korporacji”.
Trudno sobie bez Grudzińskiego te utwory wyobrazić. Młodsi mogą z kolei poszukać czołówkowego motywu z telewizyjnego serialu „Tata, a Marcin powiedział” emitowanego w drugiej połowie lat 90. – bodaj najbardziej rozpoznawalnego tematu ilustracyjnego, który napisał wieloletni klawiszowiec Kultu.
Czytaj też: Dzieje rocka w PRL
Janusz Grudziński, jedyny taki klawiszowiec
Staszewski ściągnął go do zespołu jeszcze w 1982 r., kilka miesięcy po starcie, jako kolegę z wydziału, dobrze zapowiadającego się socjologa (studiował też archeologię śródziemnomorską), który był zarazem wszechstronnym instrumentalistą – potrafił grać na wiolonczeli, gitarze czy fortepianie. Na wiele lat Grudziński stał się w ten sposób kluczową postacią w zespole. Brał udział w większości sesji nagraniowych, słychać go na wszystkich najważniejszych płytach i odszedł od grupy dopiero w 2020 r. Zawrócony ze ścieżki rocka progresywnego, stał się klawiszowcem nowofalowym, najczęściej wykorzystującym brzmienia organów, fortepianu i barwy ulubionego syntezatora Korg M1. Czasem nawiązywał do symfonicznej lub tradycyjnej hardrockowej estetyki („Lipcowy poranek” na płycie „Kaseta”), zwykle bywał jednak krajowym odpowiednikiem Dave’a Greenfielda z The Stranglers – jednym z najistotniejszych w swoim nurcie polskich klawiszowców.
Grudziński świetnie radził sobie w stylizacji retro, co Staszewski wykorzystał przy okazji projektów z piosenkami Stanisława Staszewskiego. Znakomicie to słychać na albumie „Tata Kazika” sprzed 30 lat, na którym Grudziński udziela się też wokalnie. W tym samym czasie, w pierwszej połowie lat 90., artysta zaczynał już trwającą wiele lat pracę przy muzyce ilustracyjnej. Stworzył – prócz licznych soundtracków dokumentów – muzykę do fabularnych filmów „Gnoje” Jerzego Zalewskiego i „Kratka” Pawła Łozińskiego. Bywał też zatrudniany jako aktor – m.in. przez Jacka Borcucha w jego debiutanckim filmie „Kallafiorr”.
Ten talent do tworzenia muzyki ilustracyjnej w pewnym sensie wykorzystywał i w Kulcie, bo partie instrumentów klawiszowych bywały tu zwykle tym, czym ścieżka dźwiękowa dla dialogów w kinie: tłem dla opowieści Kazika Staszewskiego. Zwykle prostym, ale dobrze skonstruowanym. Mocno wpływającym na ich dramaturgię – jak w „Czarnych słońcach” i wspomnianej już piosence „Arahja”. Nierzadko mocno inspirującym się psychodelią i dość rozimprowizowanym na koncertach.
Czytaj też: Stary rock na nowo odkrywany
Gruda w panteonie rocka
Grudziński był wśród członków Kultu tym, który miewał większe, liderskie aspiracje. Już na „Posłuchaj to do ciebie” napisał, co w wypadku grupy Kazika było ewenementem, tekst utworu „Totalna stabilizacja” („Frustracja rodzi agresję / Sensacja goni sensację / Akcja na wakacjach / Totalna stabilizacja”). W duecie Przyjaciele założonym z Wojciechem Płocharskim (album „Cyfry” wydany w 1994 r.) grał muzykę ciągle nieco retro, ale dość złożoną, zarówno pod względem aranżacyjnym, jak i lirycznym – pełną odniesień raczej do piosenki literackiej niż do Kultu. Z kolei jego późniejsze solowe przedsięwzięcie Xiążę Warszawski (płyta „Olśnienia”, opublikowana w 2006 r.) przynosiło nostalgię w nieco bardziej ludycznym wymiarze i swoistą wycieczkę po mieście, jak gdyby miały być echem ballad taty Kazika, których repertuar Grudziński cenił.
Jako wokalista nie miał charyzmy swojego młodszego kolegi z zespołu, należy mu się jednak miejsce w panteonie polskich klawiszowców rockowych – często bagatelizowanych, marginalizowanych, a prawie zawsze niedocenianych. Pseudonim Gruda w czasach dominacji rapu kojarzyć się może z marihuaną – ale chyba nie powinien. W wywiadzie dla Radia Wnet artysta twierdził, że ostatni raz ją palił, gdy ogłoszono stan wojenny. Skończyło się tym, że wiadomość o tym wydarzeniu dotarła do niego dopiero następnego dnia.
Grudziński miał spory temperament polityczny – w mocno podzielonym światopoglądowo składzie Kultu czuł się, jak sam mówił, „starym pisowcem”. Zdarzały się między nim a Staszewskim konflikty. Odszedł na krótko z zespołu po albumie „Ostateczny krach systemu korporacji” pod koniec lat 90., ale szybko wrócił. W końcu opuścił Kult we wrześniu 2020 r. To, że było to spowodowane złymi relacjami z Kazikiem, pozostaje kwestią domysłów, ale krach współpracy z zespołem miał być tym razem ostateczny. Jego nieodwołalność przypieczętowała niestety 2 października śmierć Grudzińskiego, o której poinformowali przyjaciele artysty.