Śniąc o Warszawie
Śniąc o Warszawie, ślepnąc od świateł. Ciąg dalszy przebojowej powieści Jakuba Żulczyka
Dawno temu w Warszawie Jacek, główny bohater sensacyjnej powieści Jakuba Żulczyka, miał już dość dilowania i zapragnął zwiać do Argentyny. Zerwać na chwilę nić łączącą go z przeszłością, Polską, gangsterami i prochami. W ostatnich scenach „Ślepnąc od świateł” musi się już tylko odprawić. Ale dzwoni telefon i krzyżuje mu plany. Pazina, jedyna osoba, której Jacek ufa, ma polecieć sama i słać mu pocztówki na dowód, że naprawdę da się żyć inaczej, jak normalni ludzie. „Dawno temu w Warszawie” ukazuje się prawie dziesięć lat później. I staje się jasne, że coś poszło nie tak. Przeszłość jest jak kula u nogi, a polska stolica wsysa człowieka i nie chce go wypluć.
Nie będziesz szło samo
Jakub Żulczyk wziął teraz większy rozmach i gdyby chcieć uczciwie zekranizować drugą część cyklu, ekipa filmowa musiałaby polecieć na sam skraj świata, gdzieś pod Antarktydę, zahaczając po drodze o Buenos Aires. To już nie jest raptem „siedem dni z życia dilera”, który zna na pamięć wszystkie warszawskie imprezownie-mordownie i co chwila wpada w tarapaty, ale raczej zdana na porażkę i obliczona na lata ucieczka i podróż ekspiacyjna. Jacek chce z przeszłością zerwać, tak to ujmijmy, definitywnie. Ale i to nie będzie proste.
Zaczynamy tę lekturę prawie tam, gdzie ją skończyliśmy. Z jakiegoś powodu to właśnie Jacek przemierza Amerykę Południową, pomieszkuje tu i tam, adoptuje psa i coraz sprawniej posługuje się hiszpańskim. Bogaci się na kryptowalutach trochę przypadkiem i bez entuzjazmu. Szuka końca świata, czyli sensu życia, a znajduje kłopoty. I nadal diluje. Do Polski wołają go z powrotem niewesołe rodzinne okoliczności (paradoks, że wcześniej z tego powodu nie mógł jej opuścić), ale nie obejdzie się bez komplikacji. To już nie jest bohater bez właściwości, wyprany z emocji, teraz kreuje się na bydlaka, ale i to mu niespecjalnie wychodzi.