Polewka z sarmatów
Polewka z sarmatów. „1670” Netflixa to wielki powrót śmiesznej polskiej komedii
W styczniu zwołano sejmiki przedsejmowe, w lutym na Jasnej Górze król Michał Korybut Wiśniowiecki poślubił arcyksiężniczkę austriacką Eleonorę Habsburg, w marcu zaczął się sejm zwyczajny. Potem była konfederacja wojskowa w Trembowli w obronie hetmana wielkiego koronnego Jana Sobieskiego związanego ze spiskowcami chcącymi obalić króla, sejm został zerwany przez Benedykta Zabokrzyckiego, a wiosną wybuchło powstanie chłopskie na Podhalu, stłumione przez wojsko. W listopadzie królowa poroniła, a w Wiźnie spalono na stosie Barbarę Królkę, oskarżoną o czary. Papieżem został Klemens X, utworzono Kompanię Zatoki Hudsona, a we Wrocławiu zaczęto wydawać jeden z pierwszych na świecie periodyków medycznych. Tyle o wydarzeniach roku 1670 ma do powiedzenia Wikipedia.
Tymczasem w serialowym „1670” Jan Paweł Adamczewski (Bartłomiej Topa), dumny sarmata („My sarmaci jesteśmy narodem wybranym, z wyraźnej woli stwórcy mamy największe umysły, serca i fallusy”), mieszkaniec „najpotężniejszego państwa na świecie”, które pechowo akurat chyli się ku upadkowi, całkiem tak jak wieś Adamczycha pod rządami Jana Pawła, z pogodą ducha i okrzykiem „hop hop hop” zmaga się z codziennością polskiego szlachcica, męża, ojca i właściciela chłopów. Ma w życiu dwa cele: „zostać najsłynniejszym Janem Pawłem w historii Polski” oraz wydać córkę Anielę (Martyna Byczkowska) za syna magnata.
Los go nie oszczędza. Szlachecka brać próbuje na sejmiku przegłosować podniesienie podatków („Człowiek dochodzi do czegoś ciężką pracą własnych chłopów, to zabrać mu, taka mentalność”), sąsiad Andrzej (Andrzej Kłak), właściciel „większej połowy Adamczychy”, zbiera większe plony, chłopi dopytują, kiedy ten przysłowiowy przypływ podniesie także ich łodzie i dostaną zapłatę za pańszczyznę, a mniejszości religijne chcą zorganizować coroczny marsz przez wieś.