Świat po zagładzie
„DOOM” kończy 30 lat. Gra, która zmieniła świat i pobiła wszelkie rekordy
Dokładnie 9 grudnia 1993 r. senator Joe Lieberman wygłosił w Izbie Wyższej Kongresu USA słynne przemówienie, w którym zaatakował gry wideo za brutalność, domagając się wprowadzenia praw federalnych umożliwiających cenzurowanie tego medium. Opisując ze szczegółami najstraszniejsze przywary tej szatańskiej rozrywki („Krew tryska z odciętych głów”), nie przewidywał, że piekło odpowie już następnego dnia – i to pełnoskalową inwazją. 10 grudnia Jay Wilbur z amerykańskiej firmy id Software wcisnął przycisk komputera, wydając komendę wysłania pliku „doom1_0zip” na ogólnodostępny serwer FTP Uniwersytetu Wisconsin. W wyniku tej decyzji hordy krwiożerczych demonów wdarły się do naszego świata. Miejscem pierwszej bitwy z diabelskim pomiotem była baza wojskowa na Marsie. A gracz, wcielając się w kosmicznego marine, eksterminował plugastwo z piekła rodem między innymi za pomocą piły łańcuchowej, strzelby, wyrzutni rakiet, karabinu plazmowego i superbroni BFG (w rozwinięciu: Big Fucking Gun). A wszystko to z oszałamiającą wówczas płynnością wyświetlania kadrów, w olśniewającej oprawie wizualnej.
Jeżeli senator Lieberman uważał za skrajnie brutalne takie tytuły, jak piętnowane w pamiętnej tyradzie „Mortal Kombat” czy „Night Trap”, hektolitry juchy i niekończąca się rzeź umiejscawiały „DOOM” poza skalą. Twórcy „DOOM” uwielbiali muzykę metalową, której słuchali także podczas pracy, i taka też była ich gra: niezwykle dynamiczna, szybka, bezustannie pompująca do krwiobiegu adrenalinę, brutalna, obrazoburcza i niebiorąca jeńców. I między innymi właśnie dlatego stała się fenomenem kulturowym.
Pechowy rzut kością
Nazwę gry jej twórcy zaczerpnęli z ikonicznej sceny z wcielającym się w ambitnego bilardzistę Tomem Cruise’em w filmie „Kolor pieniędzy”.