Film Pawła Maślony o insurekcji kościuszkowskiej od patriotyczno-narodowych czytanek dzieli przepaść. M.in. dzięki gatunkowej zabawie to mocno subiektywna wizja inspirowana dawnymi dziejami. Dużo tu zapożyczeń z krwawego kina zemsty Tarantino, sporo makabrycznej atmosfery „Domu złego” Smarzowskiego, a całości patronuje ironiczno-tragiczne spojrzenie Wajdy. Maślona, autor olśniewającego debiutu „Atak paniki”, pokazuje ojczyznę właściwie nieznaną z podręczników historii, za to świetnie rozpoznaną w przełomowej książce Adama Leszczyńskiego „Ludowa historia Polski”. Bohaterem jest przybywający z zagranicy Tadeusz Kościuszko (Jacek Braciak w życiowej formie), obierający sobie za cel wzniecenie powstania przeciwko Rosji, lecz otoczenie, w jakim przyszło mu działać, to gnębiona przez zdeprawowane elity pańszczyźniana wieś. Polska w „Kosie” jest przesycona strachem i pychą, z cynizmem i wyższością przygląda się jej rosyjski oficer, drwiący z głupich „Poliaczków”, że jeszcze nigdy nie wygrali żadnego powstania – w tej roli niezawodny Robert Więckiewicz.