Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Początek naprawy świata

Election Day, reż. Katy Chevigny, USA, 2007 Election Day, reż. Katy Chevigny, USA, 2007
Film jako narzędzie edukacji społeczeństwa. Brzmi jak gadka nudnego belfra, ale to naprawdę działa.
Festiwale filmowe na całym świecie to zwykle targowisko próżności. Jednak istnieją takie, gdzie najważniejsze są nawet nie same filmy, ale ich bohaterowie. Do tej kategorii zalicza się Human Rights Watch Film Festival, który zakończył się 28 czerwca w Nowym Jorku. Jak mówi Bruni Burres, dyrektor festiwalu, który organizowany jest od roku 1994, głównym celem przedsięwzięcia jest wykorzystanie siły filmu, by edukować oraz inspirować społeczeństwo. Brzmi jak gadka nudnego belfra, prawda? Ale to naprawdę działa.

Nie jest łatwo zagonić Nowojorczyków do kina w czerwcu, kiedy na dworze temperatury już wysokie, lecz jeszcze nie obezwładniające. A jednak bilety na niektóre filmy wyprzedano na pniu jeszcze zanim festiwal na dobre się zaczął. Tak było np. ze świetnym dokumentem Szwajcara Marcela Schüpbacha, “Carla’s List”, pokazującym pracę Carli del Ponte, Prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii.

Pokazano też wstrząsające dokumenty o Afryce i Ameryce Południowej, ograbianych z surowców naturalnych, z których zyski czerpią jedynie zachodnie mocarstwa pozostawiające lokalną ludność na skraju nędzy (piękny i wstrząsający „Suffering and Smiling“, opowieść o Nigeryjskim rewolucyjnym pieśniarzu, który poezją i muzyką próbuje pobudzić do działania swoich ziomków i „Cocalero“ - dokumentujący drogę do władzy boliwijskiego prezydenta, socjalisty Evo Moralesa). Były też filmy walczące o prawa kobiet („Lumo“, którego bohaterka, mieszkanka Konga przez lata dochodzi do siebie po zbiorowym gwałcie w szpitalu organizacji HEAL Africa, czy „The Railroad All-Stars”, o prostytutkach z gwatemalskich slumsów La Linea, które postanawiają walczyć o swoje prawa… kopiąc piłkę nożną).

Reklama