Boję się białej kartki
Grzegorz Rosiński, najsłynniejszy polski autor komiksów, dla „Polityki”: Boję się białej kartki
JAKUB DEMIAŃCZUK: – Nakręcony niedawno przez Piotra Kielara dokument „Ja, Rosiński” pokazuje pana jako mistrza nieco zmęczonego latami sławy i pracy. Miał pan wpływ na materiały, które znalazły się w tym filmie?
GRZEGORZ ROSIŃSKI: – Nie. Jak powstaje dokument, to ja wolę nie widzieć tego faceta, który kręci. Mówię mu: rób, co chcesz, tylko żebym ja cię nie widział. No i on wymyślał jakieś cuda, podwieszał się pod sufitem. Z czasem zapomnieliśmy, że w domu jest ekipa, że mamy mikrofony. Ja w takim przypadku jestem obiektem. Przedmiotem. Mnie się używa i ja już na to nie mam wpływu. Ale to mnie szalenie interesuje: zobaczyć siebie z takiej strony, z jakiej sam się nie widzę.
„Ja, Rosiński” wydaje się podsumowaniem pańskiej kariery. Być może wręcz jej zamknięciem.
Proszę mnie nie zamykać, bo ja bym chciał jeszcze coś w życiu zrobić. Co rano się budzę ze świadomością, że wiem, po co się urodziłem. Po to, żeby robić obrazki.
Tak, ale w filmie mówi pan, że teraz tworzy już tylko dla siebie.
Czy ja kiedykolwiek coś robiłem dla siebie? Na wszystko, co robiłem, musiałem mieć podpisany kontrakt, wydawcę.
Czyli co, lepiej nie mówić, że podsumowuje pan swoją karierę?
A co mi do tego? Każdy może mówić, co mu się podoba. Ale podoba mi się, że również mnie nie zabrania się mówić tego, co myślę. Jaką mam opinię, na którą partię głosuję. Odpowiem albo nie. Albo odpowiem wykrętnie. Proszę próbować.
W tym przypadku polityka interesuje mnie mniej niż pana życie i sztuka. To pan jest tu tematem.
Jestem gadułą, ale tu przydałby się Jean Van Hamme, który nie wiem, czy zawsze trafnie, ale przynajmniej starał się mnie jakoś inaczej opisać.