Europejskie Centrum Solidarności przyjęło pierwszych gości w rocznicę porozumień sierpniowych, a trzy tygodnie później otwarto Gdański Teatr Szekspirowski. Dla miasta rozpoczął się nowy rozdział: Gdańsk zyskał nowoczesne symbole. Po upływie dekady nie ulega wątpliwości, że tchnęły ducha w miejską tkankę. Już w chwili otwarcia gmachom towarzyszyły jednak oczekiwania dorównujące ich wielkości. Czy udało im się sprostać?
ECS jak „Gwiezdne wojny”
Otwarcie ECS było przede wszystkim elementem obchodów ćwierćwiecza przemian ustrojowych. Zaczęło się w Gdańsku, toteż ukończenie budowy akurat w takim czasie miało dodatkowy wymiar symboliczny. Centrum obronną ręką wyszło z rządów PiS i zdołało uniknąć losów Muzeum II Wojny Światowej. Wystawę główną zachowano w jednym kawałku, a przez dekadę zobaczyło ją blisko 2 mln osób. Co roku przez sam budynek przewija się ok. 1 mln gości, uczestniczących w spotkaniach, konferencjach i festiwalach. Od 2022 otwarta jest tutaj także wystawa „Stocznia”. Przez dwa lata doliczono się 45 tys. zwiedzających.
Centrum zatem żyje i dojrzewa w naprawdę niezłym stylu. Z biegiem lat widać, jak dobrze zespoliło się z miastem. Nie było to takie oczywiste jeszcze w 2014 r., kiedy „zardzewiała” bryła budziła niemałe kontrowersje. Niekiedy powątpiewano, czy budynek wniknie w miejski krajobraz, patrzono na niego jak na dziwaczny przeszczep, obce ciało, zbyt radykalne i odważne.