Niewidoczne obrazy
Niewidoczne obrazy Cwenarskiego. Jego życie było naznaczone tragedią. Sławę zyskał dopiero po śmierci
W muzyce pop wymyślono w pewnym momencie termin „Klub 27” dla określenia artystów, którzy zmarli dokładnie w tym wieku. Myślano głównie o gwiazdach estrady: Janis Joplin, Jimim Hendriksie, Jimie Morrisonie. Z czasem owo tragiczne grono zasilili m.in. Kurt Cobain i Amy Winehouse. Jednak prekursorem można by obwołać właśnie polskiego malarza Waldemara Cwenarskiego, który zmarł tragicznie dokładnie w tym wieku i w niewyjaśnionych do końca okolicznościach.
Przedwczesna śmierć z reguły umacnia legendę, buduje mit artysty przeklętego przez los, niespełnionego, tragicznego. Tak niemal zawsze jest z muzykami, poetami, niekiedy też z malarzami – by wspomnieć Witolda Wojtkiewicza czy Andrzeja Wróblewskiego. Niekiedy jednak dzieje się na odwrót: twórca popada w zapomnienie i poza gronem dociekliwych badaczy praktycznie przestaje istnieć. W polskiej sztuce to przypadek m.in. Karola Larischa, Jeremiego Kubickiego, Henryka Wicińskiego, Henryka Morela czy właśnie Waldemara Cwenarskiego.
Można powiedzieć, że całe jego życie naznaczone było tragedią. Urodził się w 1926 r., wcześnie stracił ojca, brata i siostrę. Po wojnie pracował w fabryce porcelany w Wałbrzychu i dopiero w wieku 21 lat przeniósł się do Wrocławia, by uzupełnić wykształcenie i rozpocząć studia. Gdy umierał, był jeszcze studentem – i wówczas to wydarzenie niewielu obeszło, poza kręgiem najbliższych mu przyjaciół, wśród których był m.in. Józef Hałas, późniejszy wybitny malarz abstrakcyjny.
Swoje najciekawsze prace, niezgodne z oficjalnie panującą doktryną realizmu socjalistycznego, Cwenarski starannie ukrywał w domu, na zaliczeniach pokazując banalne martwe natury, pejzaże i portrety. Dla wykładowców był więc jednym z wielu studentów, który niczym szczególnym się nie wyróżniał.