Grudniowego wieczora 1896 roku Teatre de l'Oeuvre był wypełniony po brzegi. 23-letni kpiarz Alfred Jarry (1873-1907 - właśnie obchodziliśmy setną rocznicę jego śmierci) monotonnym głosem przedstawił bohatera dramatu – "Ubu Króla" – inaugurując narodziny abstrakcyjnego teatru. Szukał konfrontacji z widzem, ale damy, znając reputację Jarry'ego, obiecały sobie nie dać łatwo wyprowadzić się z równowagi. Wieczór przeszedł do legendy. Firmin Gémier (1869-1933) w roli tyrana Ubu pojawił się z wielkim brzuchem i z czymś na kształt melonika z wetkniętą na wierzch koroną. Pierwsze padające z jego ust słowo: "merdre" (po polsku: "grówno" albo "żuwno") to symboliczny moment narodzin nowoczesnego teatru. Zaczęła się kilkunastominutowa awantura, która od wrzasków oburzenia po dowcipne riposty ewoluowała w stronę rękoczynów. W sumie czarodziejskie słowo padło 33 razy. Atmosfera była tak gorąca, że obawiając się bijatyki, Gémier odtańczył szaleńczego giga, uspokajając publiczność i niemal demolując przy okazji scenę. Policja nie interweniowała, choć była do tego przygotowana. Przedstawienie przybrało charakter happeningu. Z teatru awantura przeniosła się do prasy, dając początek legendzie.
Skandal antyrealistyczny
Trudne do ustalenia po latach fakty inspirują wyobraźnie kolejnych pokoleń, obrastając w gęstwinę urojeń. Do dziś nie wiadomo dokładnie, co się wydarzyło w Teatre de l'Oeuvre. Borykamy się z rozbieżnymi wspomnieniami uczestników wydarzenia. Na pewno w rzeczywistości były to dwa wieczory - próby generalnej i spektaklu premierowego. Relacje obecnych mieszają się. Gdy Gémier rzucił swoim "grównem", podobno nic się nie stało. Rozległy się chichoty i zapanowała atmosfera radosnego wyczekiwania. Ponoć przez dwa pierwsze akty było niemal spokojnie.