Wreszcie mamy naszych finalistów, których – mimo odrębości tematów, stylów i temperamentów pisarskich – łączy jedno: poszukiwanie takiego punktu orientacyjnego, z którego można ogarnąć rodzimą perspektywę. Te punkty widzenia bywają rozmaite: u Sieniewicza mamy bunt starców, skierowany przeciw młodości kultywowanej w kulturze popularnej. U Klimki-Dobrzanieckiego swojskość przefiltrowana jest przez emigracyjne doświadczenie. Wreszcie u Witkowskiego mamy do czynienia z demaskacją rozmaicie pojętych grzechów narodowych (od moherowego katolicyzmu po nowobogackie zadławienie pieniądzem), a środkiem pozwalającym je ukazać jest styl opowieści.
Witkowski zbliża się w pisarskiej metodzie do „Transatlantyku” Witolda Gombrowicza i chyba trudno o większy komplement.
Tegoroczne osiągnięcia nominowanych skłaniają do jeszcze jednego wniosku: bez względu na to, kto zdobędzie naszą nagrodę w tym roku, możemy być (raczej) spokojni o następne sezony. Kandydatów do Paszportów z pewnością nie zabraknie.