Jak mają się „Nigdy w życiu!”, „Tylko mnie kochaj” i, ostatnio, „Lejdis” do „Czterech wesel i pogrzebu” czy „Dziennika Bridget Jones”? Nijak. Mimo to nasi twórcy popularnych filmów o miłości mają prawo do dumy z wielkiego sukcesu. Wskazują na rekordy oglądalności i zapewniają o misji przywracania polskiego kina widzom. Ilona Łepkowska w dyskusji w radiowej Trójce bliska była przekonywania słuchaczy o tym, że jej dzieła to wkład w budowę młodej polskiej demokracji.
Niewątpliwie popularne filmowe romanse stanowią wkład w rozwój kapitalizmu. Świat „Nigdy w życiu!”, „Ja wam pokażę!”, „Dlaczego nie?”, „Rozmów nocą” i wszystkich innych temu podobnych dzieł filmowych to metodyczny instruktaż konsumpcji, ruchomy katalog strojów, mebli, samochodów, jogurtów i trunków. Piękni ludzie, którzy wśród tych dóbr się poruszają, to często najwybitniejsi polscy aktorzy i aktorki, wschodzące gwiazdy albo amanci znani z seriali telewizyjnych. Na równi z nimi bohaterami są tu przedmioty. Nie da się rozstrzygnąć, kto na kogo pracuje, kto komu przydaje blasku, kto kogo obdarza magią. Puszki Whiskas w bagażniku, nad którym w poszukiwaniu opony stają Grażyna Wolszczak i Paweł Deląg w cudownej scenerii górskiego zmierzchu, wiele mówią o czarującej osobowości bohaterki. Są również znakiem finansowych transakcji umożliwiających powstanie filmu i czerpanie z niego zysków. Frytki z McDonald’sa beztrosko wyjadane palcami z pudełka przez bohaterów „Dlaczego nie?