Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Łysy w berecie

Rozmowa z Samuelem L. Jacksonem

Fot. Mike Disharoon, Flickr, CC by SA Fot. Mike Disharoon, Flickr, CC by SA
"Jako młody początkujący aktor teatralny szybko zdałem sobie sprawę, że nie mam, niestety, wyglądu Marlona Brando" - mówi aktor

Mariola Wiktor: – W filmie „Spirit – Duch Miasta”, ekranizacji kultowego komiksu Willa Eisnera, wciela się pan w rolę Octopusa, łajdaka wszech czasów. Nie obawia się pan, że fani oryginału mogą nie zaakceptować pana wyglądu?

Samuel L. Jackson: – (śmiech!) Ci, którzy pozostali pierwszymi i pewnie najwierniejszymi fanami komiksu – a jak wiadomo Eisner narysował go w 1940 r. – albo już nie żyją, albo są przynajmniej w moim wieku. Właśnie kończę 60 lat!

 

Najlepsze życzenia. Nieśmiertelności, o której marzy Octopus, pana bohater, chyba jednak nie muszę życzyć?

Nie! To odebrałoby życiu cały smak i tajemnicę. Jeżeli już coś nie podoba mi się w naturalnym procesie starzenia, to może tylko to, że z czasem przestaną mnie angażować do filmów akcji, ale pewnie to i lepiej. Chyba nie chciałbym powielać przypadku Harrisona Forda, chociaż zawsze go uwielbiałem. W ubiegłym roku oglądałem go w kolejnych przygodach Indiany Jonesa, ale, niestety, to już nie jest ten sam Harrison Ford co przed laty.

Wróćmy do Octopusa. Jak przyjął pan propozycję zagrania tego superłajdaka?

Znałem i ceniłem komiksy Franka Millera już od dawna. Szczególne wrażenie wywarły na mnie „Powrót mrocznego rycerza”, choć wcześniej nie przepadałem za serią o Batmanie, następnie „300” oraz oczywiście „Sin City”. Zapytałem nawet Tarantino, bo Franka nie znałem jeszcze wtedy osobiście, dlaczego nie ma mnie w „Sin City”? On o tej mojej pretensji powiedział Frankowi. Kiedy więc przyszło do wyboru obsady do „Ducha Miasta”, Frank wiedział, że jestem jego fanem i marzę o tym, by kiedyś u niego zagrać.

Reklama