Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Partytury zbrodni

Fot. Everett/East News Fot. Everett/East News
Muzyka poważna trafia coraz częściej do literatury popularnej. Wkrótce będzie można mówić o nowym podgatunku – kryminale muzycznym.

Wzniosłe literackie uniesienia muzyczne trafiały się dawniej tylko na najwyższych półkach, by wspomnieć cykl „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta czy „Doktora Faustusa” Tomasza Manna. Dziś artyści są bohaterami masowej wyobraźni. Nawet styl vies romancées, zbeletryzowanych opowieści o życiu twórców, zmienił się bardzo. Są to często po prostu romansidła, czego liczne przykłady mieliśmy w Roku Mozartowskim (najobszerniejsze były „Wyznania Konstancji Mozart” Isabelle Duquesnoy, ubrane w formę fikcyjnych pamiętników feministyczne spojrzenie na żonę kompozytora).

 

 

Potoczne wyobrażenia o artystach są świetną pożywką dla literatury popularnej, zwłaszcza kryminalnej. Można wprowadzić postać chimeryczną, kontrowersyjną, nawet psychopatyczną, oddaną tajemniczej wielkiej sztuce. Ale bywa też, że temat związany z muzyką ubarwia po prostu intrygę, dodając popularnemu dziełu przynajmniej pozór szlachetnej patyny. Służy też umiejscowieniu społecznemu bohaterów.

Miłość do klasyki może ocieplać wizerunek detektywa. Sherlock Holmes grał na skrzypcach może niepięknie, ale pomagało mu to w logicznym myśleniu. Gra na fortepianie (z preferencją w kierunku Bacha) i w ogóle muzyka poważna była jednym z upodobań lorda Petera Wimseya, dżentelmena-detektywa, bohatera powieści Dorothy Leigh Sayers. Bardziej współcześni detektywi też od klasyki nie stronią. Inspektor Morse z cyklu powieści Colina Dextera z lat 70. jest wielbicielem Wagnera i ma całą Tetralogię na płytach; w książkach jest to tylko dyskretnie podane; w popularnym telewizyjnym serialu z lat 90.

Polityka 15.2009 (2700) z dnia 11.04.2009; Kultura; s. 76
Reklama