Jurorzy Nagrody Nike wyróżnili w tym roku jedynego poetę wśród nominowanych. To był trafny wybór i w dodatku zupełnie niespodziewany, bo typowano przede wszystkim Andrzeja Barta. Dobrze się stało, bo Eugeniusz Tkaczyszyn – Dycki, autor tomu „Piosenka o zależnościach i uzależnieniach” (Biuro Literackie), był do tej pory szerzej nieznany, choć ceniony w kręgach literackich. Ta najbardziej masowa nagroda ma szansę to zmienić. Dla wielu osób będzie to również znak, że poezja nie kończy się na Różewiczu i Miłoszu, ale że warto poznać nowe nazwiska - choćby Tkaczyszyna - Dyckiego. A słabość najnowszej literatury, o której mówi się ostatnio dużo, nawet jeśli jest widoczna w polskiej prozie, to nie dotyka wierszy.
Poezja Dyckiego jest zjawiskiem osobnym, a jednocześnie stała się już wpływowa. Sformułowania takie, jak „kamień pełen pokarmu” czy „Jesień już Panie, a ja nie mam domu” weszły już bowiem do polszczyzny. Opowiada on przede wszystkim o śmierci i o rodzinie: umierającej matce, schizofrenii, alkoholizmie, doświadczeniach homoerotycznych. „Piosenka o zależnościach i uzależnieniach” jest właśnie próbą uwolnienia się od przeszłości, od domu i upokorzenia. Poezja okazuje się jedynym wyjściem i ucieczką z tego świata. Wiersze z kolejnych tomów układają się w jeden długi poemat. Archaizująca polszczyzna miesza się tu z językiem ulicy.
Jednocześnie ta ciemna poezja ma zaskakująco taneczny wdzięk i rytm, jest też pełna ironii i paradoksalnego humoru. W tym tomie znajdziemy go więcej niż dotychczas. Dowiadujemy się na przykład, jaki alkohol sprzyja pisaniu erotyków, a jaki – wierszy politycznych, i który z tych gatunków wybiera Dycki. Pisze też, że dziś nikt specjalnie się „nie rzuca na wiersze” polskich poetów, nie wzbudzają entuzjazmu. Radość z werdyktu – a było ją widać - nie potwierdza tego. W tym roku naprawdę mamy co świętować.