Mijającej rocznicy towarzyszy zaskakująca cisza. Żadnych fajerwerów, najwyżej kilka wzmianek w prasie, skromne gesty. Pięciu członków grupy celowo spuszcza zasłonę milczenia na otaczający ich kult. Dzięki czemu nie stali się swą własną karykaturą.
Jak podaje literatura, najwięksi błaźni obchodzą jubileusze albo zatopieni w ponurych myślach na temat natury ludzkiej, albo bezlitośnie ją wyśmiewając, szydząc z własnej nobliwej pozycji. To miara klasy, test wiarygodności. A najzabawniejsze żarty to te o ludziach, którzy zyskują na własnej potędze i nagle się coś psuje. Kiedy fani, nie mogąc uwierzyć, że to koniec Pythonów, domagali się powrotu, albo chociaż wieczorków wspominkowych, komicy ironizowali: "Byłoby szaleństwem nie spróbować i nie zarobić na tej rosnącej fali poparcia, jaką ujrzeliśmy.” A następnie dodali, że reaktywują się "w chwili gdy tylko Graham Chapman [zmarły członek grupy] zmartwychwstanie. Ale nie takie rzeczy zdarzają się w popkulturze.