76-letni komik nie pokazuje się już na ekranie, zastępują go coraz to nowi aktorzy. W „Poznasz przystojnego bruneta” – filmie z rozpędu nazwanym komedią, choć to jeden z najbardziej sarkastycznie ponurych utworów mistrza – wciela się w niego Anthony Hopkins. Gra przeżywającego trzecią młodość staruszka rozwodnika, marzącego o małżeństwie z seksbombą słynącą ze świadczenia perfekcyjnych usług erotycznych.
Jest też młodsze alter ego autora „Manhattanu”: postać nieudanego artysty, kradnącego zdolniejszemu koledze maszynopis powieści, którą publikuje jako swoją (Josh Brolin), zyskując dzięki temu względy zaręczonej z kimś innym pięknej gitarzystki (Freida Pinto). Jak to u Allena wszystko obraca się w kręgu najbliższej rodziny i znajomych. Z drugiej strony, poznajemy też losy porzuconej żony bohatera granego przez Hopkinsa, miłej starszej pani, szukającej wsparcia u wróżki oraz ich romantycznie usposobionej córki (Naomi Watts), nieszczęśliwie zakochanej w przystojnym pracodawcy, właścicielu londyńskiej galerii (Antonio Banderas).
Znane skądinąd tropy, zaczerpnięte z wcześniejszych filmów motywy i charaktery poddane są tylko lekkiej reżyserskiej obróbce. Jak zawsze ślepi na głos rozsądku bohaterowie Allena łączą się w pary, rozstają, zawierzają przypadkowi, pakując w coraz gorsze tarapaty. Duszą się w stałych związkach, szukają pokus, są zgorzkniali, wypaleni, oszukani, zdradzeni. Ale nadzieja na poznanie tego jedynego nigdy w nich nie gaśnie. Komentowany złośliwie przez anonimowego, wszystkowiedzącego narratora film składa się z serii mikroscenek, ukazujących kolejne warianty ich miłosnych peregrynacji. Przewrotna opowieść rozpoczyna się od cytatu z Szekspira: „Życie jest opowieścią idioty, pełne wrzasku i krzyku, lecz nic nie znaczącą” („Makbet”).