Alice (Alice Taglioni) to dziewczyna z krainy czarów, od pierwszej sceny nie mamy wątpliwości, że jest dobra, czuła, szlachetna, do tego całkiem ładna, więc nie zdziwi nas, że nie może sobie ułożyć życia osobistego. Tak już w życiu jest. Zamartwia się również ojciec, farmaceuta, który próbuje córkę wyswatać, rozdając na przyjęciach wizytówki z adresem apteki przekazanej córce w spadku. Alicja w roli aptekarki sprawdza się zresztą doskonale, zwłaszcza kiedy niektórym klientom, zamiast medykamentów, poleca DVD z filmami. Efekty są znakomite, czego doświadczy na sobie nawet złodziejaszek, który po obejrzeniu odpowiednio dobranych tytułów na pewno szybko wróci na drogę cnoty. Dobrotliwa aptekarka, mimo coraz bardziej desperackich wysiłków ojca, długo jeszcze nie mogłaby się zdecydować, którego mężczyznę wybrać, gdyby nie interwencja najbliższego przyjaciela i powiernika. A jest nim, i tu brawa dla odważnej francuskiej debiutantki, sam Woody Allen! Najpierw jako idol z plakatu wiszącego w pokoju Alicji, a potem we własnej osobie. Niby bajeczna konwencja, ale zarazem jak najbardziej realistyczna, doskonały reżyser jeździ przecież po świecie z zespołem jazzowym, więc mógł też pojawić się w Paryżu. Debiutantka Sophie Lellouche cytuje inteligentnie bon moty mistrza z Manhattanu, które w Paryżu też brzmią dowcipnie i, jak się okaże, mogą być przydatne w życiu.
Jeden, za to dość istotny, mankament jest taki, że wszystko jest w tym filmie przewidywalne. Ogląda się z przyjemnością, lecz niestety szybko zapomina.
Paryż – Manhattan, reż.