Omar Sy, gwiazda „Nietykalnych” – największego przeboju francuskiej kinematografii (zobaczyło go ponad 20 mln widzów) – powtarza rolę kłótliwego, sympatycznego, czarnoskórego prostaka o złotym sercu, uparcie kontestującego zasady dobrego wychowania. W „Nieobliczalnych” występuje w policyjnym duecie z lalusiowatym karierowiczem (Laurent Lafitte), który ma chrapkę na stanowisko komendanta i wszystkie ślicznotki w okolicy. Bardziej niedobranej pary tropiącej groźnych przestępców w środowisku swingersów w podparyskiej dzielnicy Bobigny nie można sobie wyobrazić.
Miało być zabawnie, lekko, ironicznie, zgodnie z żelazną hollywoodzką zasadą, że sukces rodzi sukces. Zamiast wdzięcznej parodii „Gliniarza z Beverly Hills” i „Zabójczej broni” wyszedł pokraczny francuski zakalec. Ciastko bez smaku, które wstyd nawet pokazywać w ramach telewizyjnej zapchajdziury. Aktorzy robią za pajaców, dialogi żenują głupotą, reżyser nie panuje nad dramaturgią, obciachowa muzyka zarzyna resztki emocji. Krótko mówiąc, jeśli kogoś kusi, by koniecznie wyrzucić pieniądze w błoto, są na to ciekawsze sposoby.
Nieobliczalni, reż. David Charhon, prod. Francja, 85 min