Mieszkający od kilkunastu lat w Niemczech Białorusin Siergiej Łoźnica („Szczęście ty moje”) to jedna z ciekawszych postaci kina autorskiego naszego regionu. Rozpoczynał karierę od dokumentów, w których nierzadko powracał do tematu II wojny światowej. Jego druga fabuła „We mgle” (nagroda FIPRESCI w Cannes) jest ekranizacją powieści emigracyjnego pisarza Wasila Bykaua, również poświęconą okupacji. Akcja toczy się w 1942 r. na terenach pogranicza rosyjsko-ukraińsko-polskiego. Rzecz dotyczy rzekomej zdrady rosyjskiego kolejarza (Władimir Swirskij), który nie należy do ruchu oporu i nie kwapi się do brania udziału w aktach dywersji przeciwko Niemcom. Zostaje oskarżony o kolaborację, na skutek odwetu hitlerowców, którzy z powodu udanej akcji wykolejenia pociągu likwidują partyzantów. Kolejarza jednak puszczają wolno, co staje się właśnie przyczyną pomówień o współpracę.
Pozbawiony patosu i monumentalizmu film Łoźnicy chwilami przypomina „Obławę” Marcina Krzyształowicza, ale rozwija się w kierunku minimalistycznego moralitetu o manipulacji. Długie, pozornie monotonne ujęcia pomagają odczuć duchowe katusze schwytanej w pułapkę ofiary, świadomej, że nic nie jest w stanie zmyć z niej hańbiącego piętna zdrajcy. Ani słowa przysięgi, ani odwołania do honoru, ani oczywiste dowody lojalności. W barbarzyńskich czasach stygmatyzacja jest wyrokiem. Rzucone pochopnie oskarżenie zostaje trwale zapisane w zbiorowej pamięci. Łoźnica podnosi wariant conradowskiego dramatu sumienia do wymiaru antycznej tragedii. Boleśnie uczciwy, nowocześnie opowiedziany film, który warto oglądać razem z „Polowaniem” Thomasa Vinterberga.
We mgle, reż. Siergiej Łoźnica, prod. Niemcy, Holandia, Białoruś, Rosja, Łotwa, 127 min