Piękno falsyfikatu, wartość upokorzenia
Do kin wchodzi "Koneser", reż. Giuseppe Tornatore
Choćby z powodu środowiska, w jakim osadzona jest fabuła: wytrawnych handlarzy dzieł sztuki, fałszerzy, oszustów starających się nawzajem przechytrzyć. Grany przez Geoffreya Rusha marszand – tytułowy koneser – ma jedną zawodową słabość: lubi otaczać się pięknymi przedmiotami, zwłaszcza stylowymi portretami kobiet namalowanymi przez dawnych mistrzów. Niczym zazdrosny kochanek gromadzi je w domowym sejfie, by tylko on mógł się napawać ich pięknem. Giuseppe Tornatore snuje tu jednak zgoła inną opowieść. To historia maniackiej pogoni za doskonałością wpisaną w dzieło sztuki, która zostaje skonfrontowana z żywym uczuciem do młodej, pięknej dziedziczki bajecznej fortuny wycenianej przez starzejącego się bohatera. Dziewczyna cierpi na agorafobię, nie opuszcza zamkniętego pomieszczenia. Jest niedostępna – niczym idealny portret – dla cudzych oczu.
Co z tego wyniknie stosunkowo łatwo przewidzieć, bo „Koneser” to w sumie nic innego, jak uwspółcześniona wersja „Błękitnego anioła”. Wzbogacona przez twórcę „Cinema Paradiso” o pytania wykraczające poza ramy zwykłego melodramatu: o wycenę przeżyć dostarczanych przez sztukę, piękno falsyfikatu, wartość upokorzenia.
Koneser, reż. Giuseppe Tornatore, prod. Włochy, 124 min