Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Film

Czarownica i samuraje

Recenzja filmu: "47 roninów", reż. Carl Rinsch

Kadr z filmu Kadr z filmu "47 roninów", reż. Carl Rinsch. Universal Pictures
Słynną XVIII-wieczną opowieść o bezgranicznym poświęceniu 47 samurajów, którzy oddają życie w obronie honoru swego pana, porównuje się do ofiary trzystu wojowniczych Spartan, którzy zginęli pod Termopilami.

Legenda doczekała się ponad stu filmowych adaptacji (najsłynniejszą zrealizowali Kenji Mizoguchi i Hiroshi Imagaki). W pełnym rozmachu ujęciu amerykańskim (superprodukcja kosztowała 175 mln dol.) zamieniła się w dziecinną baśń fantasy o smokach, czarownicy i niemożliwej miłości półkrwi Japończyka (Keanu Reeves) do pięknej córki feudalnego władcy. Zamiast na tragicznym wyborze między prawem stanowionym a tradycyjnie rozumianą sprawiedliwością reżyser Carl Rinsch (doświadczony twórca reklamówek debiutujący w roli twórcy kinowego) skupia uwagę na cyzelowaniu kiczowatych efektów specjalnych, dopasowywaniu dramaturgii do schematu gry komputerowej oraz – co irytuje jeszcze bardziej – zmusza japońskich aktorów do mówienia po angielsku. Powstała żałośnie naiwna hybryda, zbyt egzotyczna dla amerykańskich nastolatków i zbyt hollywoodzka dla Azjatów. Nic dziwnego, że poniosła za oceanem dotkliwą porażkę frekwencyjną, a odrobienie strat na rynku japońskim okazało się czystą mrzonką.

47 roninów, reż. Carl Rinsch, prod. USA, 127 min

Polityka 2.2014 (2940) z dnia 07.01.2014; Afisz. Premiery; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Czarownica i samuraje"
Reklama