Buntownik z powodami
Recenzja filmu: „Michael Kohlhaas”, reż. Arnaud des Pallières
Szukając efektownych skojarzeń, można by zaryzykować porównanie francuskiego dramatu historycznego „Michael Kohlhaas” do „Gladiatora”. Oczywiście trudno je obronić, bo film Arnauda des Pallièresa nie ma tylu widowiskowych scen, dzieje się w realiach XVI-wiecznej, feudalnej Europy i chodzi w nim o wyrównanie rachunków z pazernym baronem pobierającym myto wbrew obowiązującemu prawu. W dodatku jest to ekranizacja XIX-wiecznej romantycznej powieści Heinricha von Kleista, którą już kiedyś sfilmował Volker Schlöndorff, o desperackiej rewolcie hodowcy koni, któremu źli panowie odebrali i zagłodzili dwa konie, a potem zamordowali żonę. Niezależnie od różnic w „Michaelu Kohlhaasie” najważniejsza wydaje się nośna i ponadczasowa metafora buntu przeciwko krzywdzie społecznej, przypominająca okrutny sen o dochodzeniu na własną rękę niemożliwej do wyegzekwowania sprawiedliwości. W tym sensie bliżej filmowi Pallièresa nawet do westernowej poetyki, wszelako francuski reżyser zadbał, by tego rodzaju odniesień było jak najmniej. Mads Mikkelsen w tytułowej roli imponuje powściągliwym sposobem budowania nietuzinkowej postaci szlachetnego mściciela w królestwie Nawarry, który pada ofiarą własnych zasad. Równie ważne w tym epickim dramacie jest niespieszne tempo narracji wspierane dyskretną, wprowadzającą w medytacyjny nastrój ścieżką dźwiękową, w sam raz, aby wychwycić rozliczne niuanse psychologiczne.
Michael Kohlhaas, reż. Arnaud des Pallières, prod. Francja, Niemcy, 122 min